Barbara Rudkowska-Strańczyk

"Kresowe wspomnienia mojej Mamuni"

Anna Rudkowski
Moja Mamunia Anna Rudkowski z domu Chmielewska rok 2005 
Róża
"Kto się wyrzeka miłości ten swoją tworzoną pracę i historię życia swojego własnoręcznie kaleczy i uboży"
Wszystko zaczęło się któregoś październikowego popołudnia, kiedy błądziłam w Internecie w poszukiwaniu dawnych map Polski łącznie z Kresami. Nie, właściwie to zaczęło się jeszcze wcześniej, kiedy chciałam odszukać w biurku mojego Tatunia (tak zwracaliśmy się w domu do naszych rodziców - Mamunia i Tatunio) dokumentu zawarcia związku małżeńskiego moich Rodziców. Niestety nie znalazłam tego dokumentu, natomiast, w szufladach zobaczyłam poukładane w kopertach zdjęcia z lat dwudziestych do czterdziestych, i teczkę, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie, ponieważ zawierała świadectwo urodzenia Tatunia z parafii Stanisławowskiej, oraz cały plik świadectw szkolnych, począwszy od pierwszej klasy do gimnazjalnego świadectwa maturalnego. No i to pudełko z listami z lat 1940/1941. Natychmiast ponownie w wyobraźni usłyszałam opowieści Tatunia o stalinowskim reżimie. Dreszczem przeszywały te wiadomości o niemieckiej polityce szczucia Polaków na Ukraińców i Ukraińców na Polaków, co doprowadziło jedynie do tragedii swojego i innych narodów.
Kliknij aby powiekszyć
Metryka urodzenia Tatunia
Wtedy podjęłam decyzję. Zdobędę ten dokument. Zdobyłam go, ale dzięki ogromnej życzliwości ludzi, oddanych sprawom Kresów i miłujących je, jak sami o nich mówią: ... one naprawdę rzucają na kolana, tam zawsze atmosfera nasycona była polską historią, kulturą, sztuką i taką, najszlachetniejszą miłością ... Tak właśnie było i to skłoniło mnie, że próbuję jak umiem najlepiej, spisać wspomnienia z tamtych czasów spędzonych przez moich Rodziców na Kresach. W okresie tak okrutnym, jakim była wojna, która jednak nie przeszkodziła w narodzeniu się miłości i chęci przetrwania razem tragedii tamtych czasów. Tatunio urodził się, w 1919r w Stanisławowie jako jedyny syn wśród trzech córek w rodzinie Tytusa Rudkowskiego pracownika kolejowego i Marii z domu Bulanda-Piotrowskiej, herbu Gozdawa.
W latach 1927/28 uczęszczał do siedmio-klasowej Publicznej Szkoły Powszechnej w Łopusznej pow. Rohatyn, kierowniczką szkoły, a jednocześnie opiekunką klasy była Zofja Kowalowa, nauczycielem religii był chyba ks. Łasiencki - trudno odczytać.
Kliknij aby powiekszyć
Świadectwo z Łopusznej 1
Kliknij aby powiekszyć
Świadectwo z Łopusznej 2
Od roku 1928 do 1933 uczęszczał do siedmio-klasowej Publicznej Szkoły Powszechnej im. A. Mickiewicza w Stanisławowie, gdzie przewijają się nazwiska opiekunów oddziału i kierowników szkoły - Julian Dubawy, Alma Bartowa, Kandiuk Stefan, Sawicka Zofja, Szaikowski Alojzy.
Kliknij aby powiekszyć
Świadectwo ze Stanisławowa 1
Kliknij aby powiekszyć
Świadectwo ze Stanisławowa 2
Kliknij aby powiekszyć
Świadectwo ze Stanisławowa 3
Kliknij aby powiekszyć
Tatunio Gimnazjalista roku 1934
W latach 1933/37 uczęszczał do Państwowego Gimnazjum III-go im. St. Staszica w Stanisławowie Wydział (Typ) matematyczno-przyrodniczy opiekun kl. Zalewski a dyr. chyba Piskozub. Szok, ale wszystkie te świadectwa zachowały się, znalazłam nawet kilka zdjęć szkolnych grupowych z lat 1934 -1939. Natomiast w latach 1937/39 ukończył II-gie Państwowe Liceum i Gimnazjum im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Stanisławowie. Opiekun klasy Teodor Hrycak a Dyrektor St. Umański. Niektóre nazwiska są mało czytelne i mogłam je poprzekręcać, za co z góry przepraszam. Dzisiaj już wiem, że syn Pana Dyrektora Umańskiego mieszka we Wrocławiu. Z roku 1939 jest nawet zdjęcie zespołu redakcyjnego gazety Licealnej "START MŁODYCH" z moim ojcem i jego druhem z młodych lat, Ciężowskich i Stanisławowskich Mietkiem Stelmaszyńskim, oraz koleżanką redakcyjną i ich profesorem.
Kliknij aby powiekszyć
Gimnazjaliści klasy IVb z 1934r.
Kliknij aby powiekszyć
Gimnazjaliści rok 1936
Kliknij aby powiekszyć
30 kwiecień 1938 wycieczka do Krakowa,
Kliknij aby powiekszyć
Zdjęcie z roku 1938  31 maj licealiści w Warszawie
Kliknij aby powiekszyć
Stanisławów styczeń 1939 cała klasa maturalna
Kliknij aby powiekszyć
Zdjęcie z roku 1939 zespół redakcyjny szkolnej gazety \"Start Młodych\"
Kliknij aby powiekszyć
Zdjęcie maturalne Tatunia
Kliknij aby powiekszyć
Świadectwo maturalne Tatunia
Tatuś mój podobno pisał piękne wiersze i ciekawe artykuły. W 1939r. wojna rozdzieliła Tatunia z Mietkiem i dopiero w 1982 roku odnaleźli się, ale to już odrębna oryginalna i wzruszająca historia opisywana również w gazetach polonijnych Kanady. Tak drobiazgowy opis lat szkolnych i fotografie załączam z myślą o tych, którzy może odnajdą tam siebie i pomogą mi uzupełnić brakujące urywki a może nawet dołączyć pewne epizody z tamtych lat. Po maturze w roku I939 Tatunio podjął pracę w księgowości Kolejowego Urzędu Drogowego i nie jest to bez znaczenia w całej tej historii.
Kliknij aby powiekszyć
Zdjęcie Mamuni
Przed wybuchem wojny moja Mamunia Anna z domu Chmielewska, po ukończeniu Szkoły Handlowej pracowała w Bydgoszczy we Francusko-Polskim Towarzystwie Kolejowym, które budowało linię kolejową Nowe Herby Gdynia, podlegającym Ministerstwu Komunikacji. Wybucha wojna. Biuro, w którym pracował Ojciec Mamuni również podlegało Ministerstwu Komunikacji i 3-go września zostało przeniesione do Chełma Lubelskiego, natomiast Biuro Mamuni miało być ewakuowane 4-go września. W tej sytuacji 3-go września Mamunia odprowadziła rodziców i brata Stefana na dworzec, sądzili, że rozstają się na krótko i cała rodzina planowała spotkać się w Chełmie Lubelskim. W związku z tym 4 września w godzinach rannych archiwa wraz z pracownikami zostały rozlokowane w wagonach pociągu skierowanego do Chełma i o zgrozo! Ale i "Bogu, Dzięki", ponieważ w godzinach popołudniowych rozpoczęła się w Bydgoszczy "Krwawa Niedziela". Jechali po nocach, bo w dzień pociągi bombardowano. Za dnia chowali się po lasach, a odważniejsi chodzili do okolicznych wiosek po żywność. Mamunia zapamiętała odwagę, ofiarność i przebiegłość młodego chłopaka z Warszawy, który dzięki swojemu cwaniackiemu sprytowi "Antka warszawskiego" - jak go przezwali z uznaniem - potrafił, z sympatii do Mamuni przynosić całego upieczonego kurczaka, dzięki czemu cała grupa mogła się pożywić. Po ośmiu dniach dojechali do Rejowca i stamtąd 10 km. szli piechotą porzucając nadmiar bagażu, pozostawiając sobie jedynie rzeczy osobiste. Mamunia była w tym lepszym położeniu, bo oczywiście Antek wszystko jej doniósł do Chełma Lubelskiego, do domu cioci Kowalskiej, gdzie miała spotkać się z rodzicami. Dylemat - rodziców nie ma! Ciocia i kuzynka nic nie wiedziały, ale również nie przejawiały chęci pomocy. Mamunia jest przerażona, jej kolega z pracy inż. Tadeusz Muszyński, który obiecał Ojcu Mamuni otoczyć ją troskliwą opieką do chwili połączenia się z rodziną znalazł lokum w Ministerstwie Komunikacji, niestety nie zaznali spokoju, bo tej nocy musieli uciekać po otrzymaniu wiadomości, że Niemcy są tuż, tuż. Uciekali kolumną samochodową Polskiego Ministerstwa Komunikacji. Te parę dni ucieczki były przez Mamunię przepłakane z powodu rozpaczy z niemożności ustalenia miejsca pobytu swojej rodziny. Była jednak w tym dobrym położeniu, że inż. Muszyński otoczył ją rzeczywiście bardzo troskliwą opieką. Tak dojechali do Stanisławowa. Tutaj postanowił umieścić Mamunię u swoich dobrych znajomych. Stanęli przed drzwiami domu przy ulicy Kolejowej 24. Tu nastąpiło ogromne zaskoczenie, drzwi otwiera -Pani Czekierska - matka Michała Kalinińskiego, przyjaciela z lat szkolnych w Bydgoszczy brata Mamuni Stefana. "Palec Boży"? Niestety, Michał nie pojawił się jeszcze w domu od wybuchu wojny, matka nic o nim nie wiedziała. Rodzice Michała przyjęli Mamunię z otwartymi ramionami, okazując dużo troskliwości zapłakanej dziewczynie, oderwanej losami wojny, od ukochanych rodziców. Pan Czekierski, będąc Naczelnikiem w jednym z biur Stanisławowskiej Komunikacji Kolejowej zatrudnia Mamunię w tym biurze, które znajduje się w tej samej kamienicy, więc na drugie śniadania Mamunia przychodzi do domu i pewnego dnia drzwi otwiera jej - Michał! Zaskoczenie ogromne. Okazuje się, że szukał jej po całej Polsce, nie zdawał sobie sprawy, że może być w domu jego matki. Mamunia znowu stwierdziła, że to" Palec Boży". Nareszcie ma jakąś bratnią duszę. To spowodowało, że w chwili desperacji, zgodziła się na zaręczyny. Cały ten czas szukała rodziców przez Czerwony Krzyż. W lutym 1940 roku była bardzo ostra zima, zachorowała na zapalenie płuc. W gorączce przewijały się Mamuni obrazy ze szczęśliwego dzieciństwa wakacji spędzanych z całą rodziną i ich gronem przyjaciół w wynajmowanych domach letniskowych, w Mikuliczynie, w Jaremczy, w Worochcie.
Kliknij aby powiekszyć
Rok 1933 Mikuliczyn
Przewijały jej się przed oczyma wspomnienia nocnych wędrówek z Ojcem po górach, gdzie ich oprowadzał młody hucuł Dymitr, który uwielbiał Mamuni Ojca i prawie, co noc i o każdym wczesnym świcie prowadził ich w najpiękniejsze zakątki. Nigdy i nigdzie już nie widziała, tak granatowo-srebrzystego sklepienia nieba migotającego nad głowami gwiazdami w blasku księżyca, złocistego wschodu słońca o świcie i jego rozżarzonego czerwienią zachodu za te góry. Losy wojny zagnały ją tam gdzie szczęścia najwięcej zaznała. Kresy przytuliły ją jak matka, której tu tak brakowało. Tu ożyły wspomnienia z dzieciństwa. Widziała siebie biegającą z rodzeństwem po stokach huculskiej połoniny, pomiędzy gęstwiną pachnących w słońcu jałowców i kolorowych górskich krzewów, zbierając całymi bańkami dary lasu - jeżyny, maliny, poziomki, jagody. Podczas gdy matula nieustannie przerabiała te leśne owoce na powidła, konfitury i dżemy, żeby nakarmić wpadającą, co chwilę gromadkę wołającą "matuś jeść!". Wybiegały ponownie umorusane pajdą chleba z powidłami, aby gonić pomiędzy rozpierzchniętymi stadkami owiec i baranów wśród pogłosu srebrzyście brzmiących dźwięków dzwoneczków. Niestety, to nie rzeczywistość, to tylko gorączka przywoływała te wspomnienia. W tym czasie Rosjanie aresztowali Pana Czekierskiego - już nigdy nie wrócił. Był to czas, kiedy bolszewicy aresztowali całą Polską inteligencję stanisławowską. Zima 1939/1940 roku przemijała w atmosferze nabrzmiałej od ludzkich tragedii. Ciągłych aresztowań, przesłuchań, rewizji. Sam rok 1940 kładł się mrocznym cieniem, nastąpiła noc podeptania wszelkich praw setek tysięcy ludzkich obywateli polskich na całym okupowanym terytorium Polski, w tym i Stanisławowa, pozbawiając ich wszystkiego, co dotąd posiadali i kochali. Mamunia została również wezwana na przesłuchanie do NKWD wiedziała, że jej przyszłość uzależniona jest od kartki, jaką po przesłuchaniu dostanie. Biała- jest wolna. Czerwona- więzienie. Siostra Michała Stelunia, ze swoją mamą, przez cały czas pobytu Mamuni na przesłuchaniu odmawiały na klęczkach różaniec, przy zapalonych świecach, pomogło. Do dzisiaj Mamunia sama sobie się dziwi skąd było w niej tyle odwagi, żeby udawać przed Sowietami beztroską, głupiutką dzierlatkę. Pewnie to zaważyło, bo dostała kartkę- białą." Palec Boży"? Rosjanie wyrzucają Panią Czekierską ze Stelunią z Michałem i Mamunią do małego mieszkanka w Stanisławowie na Majzlach. Cała rodzina pogrążona w smutku. Michał coraz częściej znika z domu, należy do tajnej organizacji Związku Oficerów Polskich. Mamunia dwukrotnie zapisuje się na wyjazd do Guberni i dwa razy sama nie wie, co nią kieruje, ale nie zgłasza się do tego transportu. Oba transporty powędrowały w przeciwnym kierunku na Sybir. Znów "Palec Boży"? A tu po pół rocznym poszukiwaniu przychodzi kartka od rodziców z Chełma Lubelskiego poprzez Warszawę. Wszyscy są cali i zdrowi. Radość nieopisana! Jest wiadomość!
Stanisławów 23 luty 1940r. Kochani! Najdrożsi! Najlepsi! Co za radość, co za szalona radość,
Kartka od Was. Tak strasznie się cieszę, że jesteście prawie wszyscy razem. Taka byłam niespokojna Najdrożsi! Całuję Was wszystkich mocno, Ciebie Mateńko i Tatuśku Najdroższy, Stefanku braciszku jedyny...
Ta wiadomość niczym Opatrzność Boska przyszła w najbardziej odpowiednim momencie, ponieważ Mamunia była u kresu wytrzymałości fizycznej i psychicznej. Pierwsza w życiu rozłąka z najbliższymi spowodowała ogromne spustoszenie na krawędzi całkowitego załamania psychicznego. Przyjechał Tadeusz Muszyński, zaproponował Mamuni małżeństwo i chęć wspólnego przekroczenia "Zielonej Granicy". Mamunia odmówiła, tłumacząc, że bez rodziców nie może podjąć takiej decyzji. Pożegnał ją flakonem perfum francuskich. Po kilku miesiącach przyszedł list z więzienia, Tadeusza na granicy złapali i aresztowali Sowieci. W Mamunię jednak wstąpił nowy duch, rodzice żyją, musi się do nich dostać, ale jak? Jak przedostać się do Chełma Lubelskiego? Co robić? Jest bardzo osłabiona przebytą chorobą. Pociechą są, napływające coraz częściej listy. To najlepsze lekarstwo na rozłąkę. Starsza Pani, u której wynajmują mieszkanie codziennie po pracy przywołuje Mamunię do siebie. Pamięta ją jako przemiłą osobę, niestety nie pamięta jej nazwiska jak i imienia. Jednak do dzisiaj jej urokliwa twarz zapisała się we wspomnieniach Mamuni, jako pełna dobroci, drobna z dużymi wyrazistymi oczyma i ciepłym uśmiechem, okalana srebrzyście lśniącymi siwymi włosami zaczesanymi gładko w koczek. Zawsze, kiedy wracała z pracy, już czekała na nią w progu swojego mieszkania, witając słowami: Pani Haneczko proszę na chwileczkę, zapraszam do mnie, specjalnie coś dla pani z obiadu przygotowałam". W jej mieszkaniu Mamunia długie godziny spędzała opowiadając o swoich bliskich i cały czas podkarmiana, przez niezmiernie jej życzliwą właścicielkę domu, w którym mieszkały. Osoba ta była tak wiernym kompanem, że właściwie, dzięki jej troskliwości i serdeczności Mamunia przetrzymywała ten trudny czas. Pewnego majowego poranka w drzwiach stanisławowskiego Biura 12 Dyrekcji Kolejowej przy ul. Kolejowej 24 stanął młody mężczyzna. Ich spojrzenia się spotkały, Mamunię przeszedł dziwny dreszcz, jakiego jeszcze nigdy nie doznała. Świat zawirował w jej oczach i niesamowita, nie wiadomo skąd się wzięła, ta myśl - a gdyby to był mój mąż - i ona jej umysłem, całkowicie zawładnęła. W pięknych oczach Mamuni zatańczyła miłość. Odniosła wrażenie jak by już od dawna znała tego w jej oczach fascynującego swoją żarliwą ku niej tkliwością bijącą ze spojrzenia młodzieńca. Zauroczeni nie mogli oderwać od siebie oczu. To był Leszek Rudkowski, syn Naczelnika stacji w Ciężowie, który zajmował się sprawami księgowymi w biurze swojego ojca i stąd jego wizyta w biurze księgowości, gdzie również pracowała Mamunia. Oczywiście, od tego momentu mój Tatunio bywał w Stanisławowskim biurze kolejowym niemalże, co drugi dzień, tyle nagle służbowych spraw księgowych miał do załatwienia, szczególnie w pokoju 78. Kontakt ułatwił im fakt, że kolega Tatunia Pan Widajewicz pracował w pokoju razem z Mamunią i nie było problemem, przedstawić ich sobie. Zaczęły się te piękne w każdym poznawaniu zakochanych chwile. Wspólne spacery po Stanisławowie, ulicą Sapieżyńską, picie godzinami kawy w kawiarence, do której chodzili wszyscy Polacy, zajadanie się pysznymi ciastkami i przesiadywanie na ławce w parku, albo przy pomniku Adama Mickiewicza, prowadząc długie niezapomniane rozmowy.
Kliknij aby powiekszyć
Zdjęcie Tatunia Stanisławów pod pomnikiem Mickiewicza
Kliknij aby powiekszyć
Zdjęcie z roku 1938 Tatunio na targu w Stanisławowie
Już po drugiej wizycie w biurze Tatunio zaproponował Mamuni, przyjazd na następną niedzielę do Ciężowa. Oczywiście przyjęła to zaproszenie, zapominając, że przecież niedawno, zaręczyła się z Michałem, ale jego nigdy nie było w pobliżu. Natomiast Leszek i to czuła, całym sobą był przy niej, z cierpliwością słuchał jej słów opisujących tęsknotę za rodzicami i rodzeństwem. Zatroskany patrzył na wymizerowaną, wychudzoną samotną dziewczynę z oczami pełnymi łez, patrzącą wokół siebie z przerażeniem na toczące się wypadki wojenne. Pierwsza wizyta w Ciężowie. Słoneczna pogoda. Cały dzień spędzili razem. To była cudowna majowa, O ironio! Niedziela 1940 roku. Do południa chodzili po lesie, po polach, między łanami zbóż zbierając maki i chabry. To było niesamowite, miłość ogarniała ich oboje, już wiedzieli, że nikt i nic nie jest w stanie ich rozdzielić. Narodziło się uczucie silniejsze od zgiełku wojny, w zapamiętaniu chwilami udawało im się nie dostrzegać tragedii w otaczającej rzeczywistości. Tatunio przy stacji w Ciężowie, kilka metrów od domu swoich rodziców, miał dwupokojowe mieszkanie służbowe. Tam zjedli swój pierwszy wspólny obiad, który przyniósł z domu rodziców. Mamunia pamięta - to były placki ziemniaczane, które po raz pierwszy w życiu jadła ze śmietaną. Niezapomniany smak, nic już nigdy nie miało takiego aromatu i nie smakowało tak, jak te placki, jakby to były najbardziej wykwintne smakołyki, pozostawiające już na zawsze wspomnienie najmilsze. Cały czas na zewnątrz słychać było szmery, to dwie siostry Tatunia dwudziestoletnia Lidka i szesnastoletnia Krysia, kręciły się wokół domu ciekawe, kogo to ich brat gości. Nie było tam najstarszej siostry dwudziestotrzyletniej Zosi, która coraz częściej znikała z domu, pochłonięta działalnością konspiracyjną. W następną niedzielę Mamunia również została zaproszona do Ciężowa, ale tym razem już do domu rodziców Leszka. Została przedstawiona całej rodzinie, wszyscy byli tacy sympatyczni i serdeczni.
Kliknij aby powiekszyć
Zdjęcie Lidki
Kliknij aby powiekszyć
Zdjęcie Krysi
Kliknij aby powiekszyć
Zdjęcie Zosi
Kliknij aby powiekszyć
Zdjęcie mojej babci Marii Rudkowskiej
Kliknij aby powiekszyć
Zdjęcie mojego dziadka Tytusa Rudkowskiego
Mamcia tylko cały czas biadoliła, że jest taka mizerna, taka chudziutka, że trzeba ją trochę podtuczyć. i wtedy zaproponowali, żeby przyjechała do nich na letnie miesiące, bo, po co ma się dusić w mieście. Propozycja, nie do odrzucenia, następnego dnia już do pracy Mamuni na Kolejową przyjechała Krysia Rudkowska i pomogła Mamuni spakować się zabierając ją do Ciężowa. Następnego dnia rano, kiedy Mamunia, już z Ciężowa przyjechała do pracy, dowiedziała się, że w nocy do mieszkania na Majzlach przyszli Rosjanie i zabrali Panią Czekierską i Stelunię, zostały wywiezione na Sybir. To był dla Mamuni bardzo smutny dzień. I znowu należałoby zadać pytanie "Palec Boży?" Bo gdyby nie zaproszenie do domu Leszka, Mamunię spotkałby ten sam los. Natomiast w lipcu 1940roku bolszewicy aresztowali Michała i zamordowali w więzieniu stanisławowskim mordując wszystkich więźniów w chwili ucieczki przed inwazją niemiecką. Wszystkie te otrzymane wiadomości były smutne i jeżeli można jeszcze coś dodać bardziej optymistycznego, w tragicznych losach tamtej rodziny, to fakt, że Stelunia na Sybirze odnalazła ojca ku swojej radości, niestety Pani Czekierska nie przeżyła Sybiru. Mamunia po ośmiu miesiącach szalonej tęsknoty za swoją rodziną, z którą już od lutego mogła korespondować, chociaż nie wszystkie listy docierały, ale i tak było to wielkim szczęściem, zaznała nowej radości w postaci dużej troskliwości i ciepła w czułej opiece w domu rodzinnym Tatunia. Mieszkała z jego siostrami w domku służbowy, a Tatunio na ten czas przeniósł się do rodziców. Do pracy jeździli już teraz razem pociągiem, ponieważ Tatunio został zatrudniony, również w tym samym biurze, dzięki poparciu kolegi Widajewicza.
Kliknij aby powiekszyć
Zdjęcie domu - fundamenty
Ta ziemia została zakupiona za pieniądze otrzymane po podziale spadku, jakim była długa, piętrowa kamienica rodzinna Rudkowskich w Stanisławowie przy ulicy Kilińskiego. Rodzeństwo spłaciła jedna z sióstr dziadka Tytusa Izydora po mężu, Jakubowska, nazywana przez rodzinę ciocią Mućką. Jeżeli wspominam rodzeństwo dziadka Tytusa a było liczne - czterech braci i cztery siostry - to należy nadmienić, że jeden z braci dziadka Tytusa Mieczysław Rudkowski ur. W Czerniowcach w 1888r. był założycielem Teatru Nowego im. Heleny Modrzejewskiej w Poznaniu. Aktor, reżyser, dyrektor teatru w latach 1923-1934, zginął w Warszawie w 1944r. podczas Powstania Warszawskiego, rozstrzelany przez hitlerowców.
Kliknij aby powiekszyć
Dyrektor M. Rudkowski i A. Marczyński
Teren, na którym powstawał dom miał 2500m2, był tam piękny sad pełen drzew owocowych i tych jabłoni obsypanych wielkimi soczystymi czerwonymi jabłkami, rosnących pośród intensywnej zieleni kusząco miękkich traw. Posiadłość, dziś jawiąca się Mamuni jako bajkowa, gdzie z domu za sadem zbiegało się do srebrnej tafli wody, tam godzinami pływali w małej łódce, zachwycając się przybrzeżnym żółtym od kaczeńców krajobrazem, urzekającym swoją cudowną swobodą, wynikającą częściowo z małego zaludnienia.
Kliknij aby powiekszyć
Zdjęcia domu od strony sadu
Kliknij aby powiekszyć
Dom w trakcie budowy
Niezapomniane spacery po pracy po okolicy. Krajobraz wokół Ciężowa był urokliwy, pozbawiony piętna miejskiego. Dlatego pięknym wspomnieniem były dzikie tereny, urzekające swoją specyficzną urodą, zupełnie nieokiełznaną. Uwielbiała te miejsca i wszystko, co się z nimi wiązało. Te łąki czerwone od maków i łany zbóż szafirowe od chabrów..
Kliknij aby powiekszyć
Zdjęcie Mamuni ze spacerów po okolicy
Jeżeli opowiada się o Edenie ze swoimi pięknościami i cudami natury, to oni właśnie ten Raj odnajdywali na codziennych spacerach wśród leśnych ścieżek. To spowodowało ponownie rosnącą fascynację i  doprowadziło do podjęcia wspólnie tej wielkiej decyzji, decyzji przepełnionej melodią miłosną serc i umysłów -ślub. To już było postanowione. Pod koniec lipca Tatunio oznajmił rodzicom, że chcą się pobrać. Ze strony rodziców nie było żadnego sprzeciwu. Zresztą Tatunio był ich jedynymi ukochanym synem pośród trzech córek. Wszystkie jego decyzje akceptowali. Kochali Leszka, więc pokochali i jego wybrankę jak rodzoną córkę, przecież na każdym kroku Mamunia odczuwała, i o czym z resztą pisze w listach do rodziców.
Ciężów 25.VII.1940r. Kochani, Najlepsi, Najmilsi!
Piszę do Was drugą kartkę, po Waszej ostatniej-chcę żeby, chociaż jedna doszła do Was i uspokoiła. Pracuję w dalszym ciągu w Stanisławowie zarabiam 200 rubli miesięcznie. Utrzymać się z tego można, a o to tylko chodzi. Kochani mieszkam w Ciężowie 18km. Od Stanisławowa, dojeżdżam do biura koleją. Mieszkam u P.P Rudkowskich, byłego naczelnika stacji - przyjechałam na razie na letnie miesiące, żeby się poprawić, ale już wiem, że zostanę tu na stałe. U P. Czekierskiej powstały pewne komplikacje z powodu Michała! Tutaj Wszyscy są dla mnie bardzo dobrzy - są trzy córki i syn. Taka sama rodzina jak u nas, prawie w tym samym wieku, tylko syn jest starszy. Kochani dobrze mi tutaj, jestem jak w rodzinie, mam to ciepło rodzinne, którego byłam tak bardzo spragniona. Jestem po słowie z Leszkiem Rudkowskim. Kochamy się bardzo. Taka się czuję szczęśliwa, gdybym jeszcze mogła mieć Was przy sobie. Tęsknię tak samo, tylko lżej to znosić jak mam tyle serc! Piszcie jak najwięcej, to jedyny znak od Was. Mateńko, Tatuśku, utulcie swoją córkę, ona tak tęskni. Chylę się do Waszych rąk najdroższych. Mateńko ucałuj! Tatuśku utul. Kochani, nie zapominajcie o mnie, to wszystko, co się wokół nas dzieje, takie straszne...
Nadszedł ten dzień pełen magii, wśród czarnych dni zawirowań wojennych. 11 sierpień 1940 roku, ranek, klękają przed rodzicami, otrzymują błogosławieństwo, Mamunia płacze rzewnymi łzami. Na błogosławieństwo swoich rodziców musi czekać, czy je dostanie? W tym tak ważnym dniu nie ma ich przy niej. Ach, co to był za ślub! Niedziela, słoneczny poranek. Młoda Para, wraz z rodziną i sąsiadami idą pieszo leśną ścieżką, do kościółka we wsi Sucha Leszczyna. Mijają zielone wysepki ukwiecone purpurą goździków leśnych, ścieżka prowadzi ich pod górę, pobielona od stokrotek polnych. Te kobierce kwiatowe są ich naturalnym dywanem wytyczającym drogę skromnemu orszakowi ślubnemu do pięknego drewnianego kościółka, znajdującego się pośrodku lasu leszczynowego, ożywiającego jego ściany srebrzystymi wibracjami świateł i cieni migających pośród roztańczonych w promieniach słonecznych liści leszczyny. Ślub rzymski na mszy świętej z przystąpieniem do komunii, przy wtórze śpiewów chóralnych Sodalicji Mariańskiej, do której należy najstarsza siostra Tatunia Zosia, to ona zorganizowała te śpiewy, rozbrzmiewające pośród drzew niczym śpiew dźwięczny wydobywający się ze wszystkich, niebiańsko drżących strunami, gardziołków ptaków tego lasu. Po wyjściu z kościoła nowożeńcy oddalili się na pobliską polanę usianą białymi i fioletowymi kwiatkami migocącymi swym blaskiem w takt delikatnego powiewu wiatru. Usiedli na pniu, Mamunia wyjęła zdjęcia swoich rodziców i całując je rozpłakali się z żałości wielkiej, że nie ma ich z nimi w tym pięknym niemalże bajecznym dniu radości. Mamunia brała ślub w czarnym kapeluszu z czarną woalką z żalu, że bez rodziców i ich błogosławieństwa. Łkając w myślach, przemawia do swoich rodziców, a potem pisze im:
Kochani, Najdrożsi! Tak czekamy na Wasze błogosławieństwo i wiem, że mi je przyślecie. Gdybyście wiedzieli jak waszej córce było źle, jak bardzo dużo przecierpiała, to byście powiedzieli, że Bóg mi wynagrodził moje cierpienie i dał mi tak dobrego męża. Tatuśku, Mamuśku, ja wcale tego nie szukałam, nawet nie wiem, kiedy i jak, samo przyszło! Bo takiej miłości szukać nie można, ona musi przyjść sama! Tatuśku, tak bym chciała, żebyś mnie zrozumiał. Przecież w normalnych warunkach bym tak nie postąpiła-ta wojna, to warunki wyjątkowe! Czy nie lepiej, że mi teraz dobrze, że jestem szczęśliwa, mam opiekę w swoim dobrym, kochanym mężu? Lepszego męża nie mogłabym mieć - i nie jestem już tak strasznie sama... Och Tatuśku, Mamuśku zrozumcie mnie i napiszcie do swojej córki Ona tak na każde słowo od Was czeka.
Przyjęcie weselne odbywało się w sadzie, gdzie przygotowany był długi stół, zastawiony smakołykami Mamci. Pogoda była piękna gorąco i słonecznie. Po kolacji mąż i żona poszli do swojego gniazdka wymoszczonego dla nich przez siostry Tatunia tzn. służbówki przy stacji. To, co odczuwali wyraża najlepiej list mojego Tatunia skierowany do rodziców Mamuni.
Ciężów 12 sierpnia 1940 roku Najdrożsi!
Tak trudno napisać o tym, co stało się już Haneczki i moim prawdziwym szczęściem. Nie wiem, czy można to zrozumieć z tak daleka, czy można stamtąd pojąć ogrom szczęścia naszego i radości naszej. Nie wiem tego, a jednak wierzę święcie, że rozumiecie nas Kochani. Zastanawiamy się często Hanuś i ja nad miłością naszą i zawsze do jednego dochodzimy wniosku-, że tak kochać jak my się miłujemy, nikt na świecie nie może, że taka miłość, jaka nami rządzi, nie trwa krótko, nie kończy się nigdy, a coraz większą, silniejszą z każdą chwilą się, staje. Ona nas wytrwalszymi na trudy wojny uczyniła. Ona dodała nam siły i wiary w dążeniu do jasnego jutra. Kochani, musicie nas zrozumieć, musicie cieszyć się, tym, jak i my się radujemy. Wierzę święcie, że pobłogosławicie ten nasz związek boski, że uwierzycie nam i żalu do nas mieć nie będziecie. Gdyśmy przed sługą bożym wypowiadali słowa przysięgi myśleliśmy o Was - Kochani i żal ściskał serca nasze, przykro nam było, że szczęściem naszym z nami nie cieszycie się. A potem, całowaliśmy kartki z Waszymi - Kochani podobiznami, które Haneczka miała w kościele i rozmawialiśmy z Wami, prosiliśmy Was byście żalu do nas nie mieli. Tak bardzo, bardzo dużo w nas szczęścia, którego nikt nam odebrać nie zdoła, którego czarne chwile przysłonić nie potrafią. Gdy losy skierują nasze drogi ku Waszym, przekonacie się Kochani, że Hanka jest szczęśliwa i kocha Was tak, jak Wy ją kochać musicie.
Całuję Was Kochani Wam oddany Leszek.
Dwa tygodnie przed ślubem Mamunia została zwolniona z posady. Natomiast Tatunio pracę zachował w biurze kolejowym w Stanisławowie jako buchalter. Tak to już było w latach 1939-1941 najpierw na blisko dwa lata całe Kresy opanowali Sowieci, następnie czerwony totalizm zastąpił brunatny reżim, równie zbrodniczy, zwłaszcza dla ludności polskiej. Mamunia chciała szukać pracy, ale Tatunio się temu sprzeciwił, twierdząc, że nie ma na to zdrowia, a wszelkie przemieszczanie się jest bardzo niebezpieczne, zresztą cała rodzina go w tym zdaniu poparła.. Zosia z Lidką pracują w Kałuszu, mieszkają z młodymi i aby im nie przeszkadzać rankiem do pracy wymykają się przez okno. Pracują w zakładzie fotograficznym FOTO-Bilski i tam najpierw Zosia a potem Lidka wstąpiła do Tajnej Organizacji Polskiej. Wpadają do domu, pomagając dzielnie we wszystkich ciężkich pracach domowych i następnie znikają na kilka dni. Ciocia Lidka, a moja matka chrzestna do końca wojny była bardzo czynnym zwiadowcą. Jeździła po całym Pokuciu zbierając wiadomości o miejscach pobytu i okrucieństwach band UPA na Polakach. Następnie wszystkie te cenne informacje raz w miesiącu zawoziła do Lwowa przekazując je jedynie ustnie profesorom Uniwersytetu Lwowskiego. Mamunia jest szczęśliwa, dzielnie pomaga Mamci w domu, od czasu, kiedy przyjechała do Ciężowa wygląda znacznie lepiej - to sekret Mamci, która roztoczyła nad nią swoją niezmiernie troskliwą matczyną opiekę. Kiedy Tatusiowi zagroziło wcielenie do wojska sowieckiego, to ona w porozumieniu ze znajomym lekarzem zrobiła z niego gruźlika wysyłając go do sanatorium w Jaremczy. Z jednej strony dobrze, z drugiej rozpacz, że muszą się rozstać. Mamuni dwukrotnie udaje się pojechać do niego, niestety na więcej nie starcza pieniędzy. Tam na chwilę zapomnieli o toczącej się wojnie. Te wędrówki, Mikuliczyn, Jaremcze, Worochta, Kamień Dobosza z przepływającym tu dziko rwącym malowniczym Prutem, wręcz porażającym swoim chłodem. Stąd wędrowali całymi godzinami do Mikuliczyna z kolorowymi sadami pełnymi jabłek. Do Worochty, z łąkami porośniętymi wielkimi kępami koniczyny i macierzanki - urokliwe miejsca, urzekające widoki wyzwalające lawinę sentymentalnych bliskich łez wzruszeń. Kraina szczęśliwości, z którą mieli rozstać się na zawsze, nie wiedząc jeszcze o tym. Luty 1941 roku wielka radość nareszcie przyszło błogosławieństwo rodziców Mamuni. To, co moi rodzice mają do oznajmienia im najlepiej wyrazi list:
Ciężów 25luty 1941roku Moi Najmilsi!
Nareszcie dostaliśmy odpowiedź tak bardzo przez nas oczekiwaną. Pół roku czekałam, tęskniłam, niepokoiłam się. Od chwili, kiedy się z Wami rozstałam nie zasnęłam bez Was nigdy, zawsze całowałam Wasze fotografie i chowałam pod poduszkę. i tak jest teraz z tą różnicą, że obecnie również nauczyłam tego Leszka. a teraz taka szalona radość. Dzięki za błogosławieństwo! Tak czekałam na nie, pewna, że zrozumiecie i mi je przyślecie. Tak mi teraz dobrze z Waszymi słowami najlepszymi. Leszek jest dla mnie najwspanialszym mężem, a ja staram się być dobrą żoną. Kochamy się z Leszkiem i jesteśmy bardzo szczęśliwi.
A teraz chcę Wam podać jeszcze jedną wspaniałą, radosną nowinę! Spodziewam się w sierpniu dzieciątka!!! Tak czekaliśmy z Leszkiem na tę chwilę! Jestem taka szczęśliwa i dumna! za pół roku będę matką! Tulę się do Waszych serc, całuję dłonie i mocno, mocno całuję moje rodzeństwo.
Wasza Hania Najukochańsi Rodzice!
Cóż można napisać-chyba jeszcze raz Was zapewnić, że Haneczką, opiekować się będę do końca życia mojego, że kochać ją będę tak bardzo, jak kochać tylko można. Proszę o jedno-ufajcie mi, czas da Wam Najdrożsi dowody. Haneczka jest mi nie tylko najlepszą żoną, ale i przyjaciółką naszą, radością naszą. Kochamy Ją wszyscy. Hanusia tyle dobrego powiedziała mi o Was, tyle myśli Wam poświęca, że znam Was wszystkich tak dobrze jak gdybym Was Najdrożsi, co dnia widywał. Hanusia kocha i tęskni i mnie nauczyła tego- żyjemy, więc ciągłym pragnieniem ujrzenia Was, nie tracimy ani na chwilę nadziei na możliwość realizacji naszych pragnień. o Was nigdy nie zapominamy i żyjemy tęsknotą. Wam oddany Leszek
Tatunio tak jak napisał w tym liście, zapewniam, że dotrzymał danego słowa. Z wielkim oddaniem roztaczał swoją nadzwyczajną opiekę nad Mamunią do ostatnich swoich dni.
Maj 1941 roku, Tatunio z oddziału drogowego w Stanisławowie, gdzie w dalszym ciągu pracował jako buchalter, zostaje przeniesiony do Stryja na stanowisko Głównego Księgowego, powód ucieczka ponownie przed wcieleniem do wojska bolszewickiego. To przeniesienia zawdzięcza pomocy współpracowników z oddziału w Stanisławowie. Do Stryja jadą pełni optymizmu. Mamunia szykuje wyprawkę to już szósty miesiąc. Dostają samodzielny pokój u Ukraińca Woroszczuka. Niestety długo nie nacieszyli się, nastały czarne dni. W czerwcu Tatunio zawozi bilans do Lwowa i to niesamowite, zdążył wrócić do Stryja w ostatniej chwili, dosłownie moment przed inwazją niemiecką. " Palec Boży? Wrócił późnym wieczorem, a rano rozpoczęła się inwazja. Tatunio dostał we Lwowie dużą odprawę finansową, więc pełni nadziei pojechali do miasta na zakupy. o ironio wojny! Niestety te pieniądze nie miały już żadnej wartości. Udało się jednak kupić odrobinę masła, rzodkiewki i radio kryształkowe na słuchawki. Tragiczny obraz przedstawił się ich oczom, szli w żałobnym orszaku ludzi jak w letargu, patrząc na żywność wrzuconą do dołów zasypaną piachem i zalaną jakimś paskudztwem. To dzieło Sowietów, wycofujących się w pośpiechu, przed inwazją niemiecką. Szli tak jak i wszyscy pchani jakimś dziwnym zaciekawieniem, paraliżującym lęk. Weszli do cel więzienia ze ścianami, na których widniały rozpaczliwe napisy pomordowanych więźniów polskich, patrzyli stojąc w bezruchu na cele tortur z wilgotnymi jeszcze od krwi narzędziami. To było potworne. Ale na tym nie koniec. Parę dni po wkroczeniu hitlerowców ukraińska policja przystąpiła do bestialskiego mordowania Polaków. Przestraszony Woroszczuk, ukrył swoją żonę z dzieckiem i moich rodziców w piwnicy w stodole. Cały czas modlili się, żeby zagłuszyć dochodzące krzyki i płacz mordowanych Polaków. Odchodzili wielcy Polacy, nie chcieli, ale zabijali ich maluczcy ludzie, przerażeni ich patriotyczną wielkością, zabijali, ale nie odebrali nam do dzisiaj pamięci o ich szlachetnych bohaterskich sercach. Kiedy pozornie się trochę uspokoiło, ubłagali Woroczczuka, żeby ich odwiózł do Ciężowa do rodziny Leszka. W końcu udało się Woroszczuka ubłagać. To był dobry, odważny Ukrainiec. Wyjechali furmanką o 5 rano i wieczorem już byli w Ciężowie. Tutaj zastał ich dobrobyt, przed stacją kilka dni wcześniej rozbił się transport z mąką żytnią i całą noc rodzice z córkami w pośpiechu przenieśli mąkę do domu. Przedsiębiorcza Mamcia sukcesywnie wymieniała ją na żywność, dzięki temu przez dłuższy okres bytowało im się wyśmienicie jak na ten trudny do przetrwania czas. W sierpniu ku radości całej rodziny przychodzi szczęśliwie na świat mój brat Julek, ochrzczony przez Księdza Adama Kucabę w tym samym kościółku w którym Rodzice brali ślub.
Ciężów 18 sierpień 1941r. Najdrożsi!
Spieszę podzielić się z Wami oszałamiającą, radosną nowiną - 12 sierpnia br. urodził nam się synek Juliusz. Tak Tatku nosi Twoje imię! Hanuśka zdrowa. Jesteśmy w oczekiwaniu możliwości i zdobywamy środki na przedostanie do Was- Kochani. Na razie posady nie mam, może tam łatwiej? Napiszcie Najdrożsi.Tutaj straszna zawierucha, tyle ludzi przeżywa okropne tragedie. Myślę, że nad całą naszą rodziną czuwa Ręka Opaczności Boskiej. Piszę w Stanisławowie, więc Hania nie dopisuje się. Całuję wszystkich mocno Mamusię, Tatusia, Krysię i Stefana
Tak zaczyna się horror niestety zapasy się skończyły, zostały jedynie kartofle, trzy razy dziennie tłuczone kartofle z cebulą, a jak się udało z mlekiem. Niemcy wyrzucają całą rodzinę z ich domu do mieszkania na stacji. Dziadek Tytus, któregoś dnia wybrał się drogą przy torach do Majdanu po odbiór z gminy jakiś dokumentów, złapali go banderowcy i wywieźli do gestapo. Dziadek siedział w więzieniu, tzn. w ciemnej komórce o głodzie ponad pół roku. Przeżył jedynie dzięki temu, że był przydzielony do pracy przy sortowaniu cebuli. Ciocia Lidka, znika na kilka godzin nocami i zamyka się w ciemnej spiżarni przy domu, aby przekonać się jak jej ojciec to wytrzymuje. Dziadek był zawsze postawnym mężczyzną, ważył ponad 100kg. Kiedy wrócił ważył niecałe 50kg. Jest wszystkim bardzo ciężko, stąd po naradzie rodzinnej postanowiono za wszelką cenę zorganizować, wyjazd młodym z synkiem do rodziców Mamuni do Chełma Lubelskiego. I to się udało dzięki wielkiej bezinteresownej pomocy ludzi dobrej woli, tak Polaków jak i Ukraińców a nawet Niemców. "Palec Boży"?
Kliknij aby powiekszyć
Paszport Tatusia
Przedostali się nie mając nawet przepustek. We Lwowie na całą noc ukrył ich kolejarz pod ławkę w poczekalni. Maleńki Julek jakby wiedział, nie zapłakał tej nocy. Przy wyjściu na peron do pociągu zostali przepchnięci bez przepustki niezauważeni przez żandarmów niemieckich w momencie jakiegoś zamieszania. Już w pędzącym pociągu, kiedy sprawdzano dokumenty mieli jedynie oświadczenie ojca Mamuni, że po przyjeździe do Chełma Lubelskiego będzie ich utrzymywał. Niestety to za mało. Miano ich wysadzić na najbliższej stacji, ale po chwili namysłu, drugi żandarm popatrzył na nich machną ręką i wepchną do przedziału. co zaważyło? Smutne oczy Tatunia, piękne przerażone oczy Mamuni, czy śliczna uśmiechnięta buzia Julka? On się do wszystkich uśmiechał. Dotarli o 1-szej w nocy do Chełma Lubelskiego. Stanęli bezradni, są już tak blisko, a tu godzina policyjna. Wtedy podszedł do nich młody chłopak z opaską hitlerowską, zaproponował, że zaprowadzi ich na Bydgoską, ponieważ idzie w tym samym kierunku. Niesamowite, to musiał być "Palec Boży". Dopiero tutaj przed drzwiami mieszkania rodziców Mamuni maleńki się rozpłakał. List brata Mamuni Stefana do najstarszej siostry Wisi mieszkającej pod Warszawą.
Chełm Lubelski 21.XI. 1941r. Kochani!
Kartka Ta przynosi Wam niezwykłą nowinę. W nocy o 1 godz. Z 19go na 20go bm. Przyjechali Leszkowie z małym Juliuszkiem. Wyobrażacie sobie naszą radość. Hanka zewnętrznie się nie zmieniła-tylko głos-wewnętrznie odnoszę wrażenie, pozostała taka sama. Leszek, którego zdjęcie dostaliśmy już przedtem, bardzo mizerny- twarz wyciągnęła się dosłownie jak łyżeczka, nic dziwnego, tyle przejść. Ostatnio żywili się prawie wyłącznie kartoflami bez tłuszczu. Leszek bardzo miły, spokojny, o dużej inteligencji, zdaje się pobożny, kochają się bardzo z Hanką, co widać na każdym kroku. Jest mojego wzrostu, ma mieć podobno dużo cech wspólnych ze mną. To mówi Hania. Malutki przemiły, wesoły, ma ładne usta i oczy, pulchniutki na twarzy. Ma bardzo. długie nogi i na głowie na razie tylko włosy na jeża. Czym Hanka się bardzo martwi. Dziś może Leszek już dostanie posadę w Magistracie
Natomiast w Ciężowie, coraz smutniej, po powrocie dziadka Tytusa z aresztu jest coraz trudniej przetrwać. W 1942 roku, Niemcy zezwolili powrócić im do domu. Ale nie trwało to długo. Zewsząd dochodziły ich wiadomości o grabieżach domów i bestialsko mordowanych rodzinach polskich. Ich ukraiński sąsiad Kalinowski uprzedził dziadków, że muszą natychmiast uciekać, ponieważ mają być zamordowani tej nocy. Zdążyli uciec, ale zaczęła się tułaczka w Stanisławowie, ciągłe przerzucani do różnych mieszkań
Kliknij aby powiekszyć
Stanisławów - trzy siostry Tatunia
Nastały dni strachu, obawy o jutro, wiecznej udręki i często głodu. Kiedy w październiku 1945 roku byli deportowani do Polski, jadąc pociągiem w wagonie towarowym z kilkoma skrzyniami całego majątku, bo resztę rozgrabili banderowcy, przejeżdżali przez stację Ciężów. To, co zobaczyli na stacji, pozostawiło piętno do ostatnich dni na moich dziadkach, a szczególnie dziadunia. Dom i sad zrównany z ziemią, rozniesiony całkowicie, bestialsko zniszczony. Nie mogli zabić ich, to zabili dom.
Kliknij aby powiekszyć
Odpis karty ewakuacyjnej
Jako dziewczynka prawie w każde wakacje jeździłam do dziadków pod Szczecin do Skolwina i pamiętam, dobrze dziadunia. Był bardzo małomówny i przygnębiony. Często widywałam go pogrążonego w głębokiej zadumie, teraz już wiem, dlaczego. On nigdy nie zapomniał, o domu i sadzie w Ciężowie. Do ostatnich swoich dni nie pogodził się z utratą tego, co tak ukochał na Kresach to, co było jego. W Skolwinie miał piękny ogród z drzewkami, owocowymi, z warzywnikiem i cudnymi kwiatami. Były kurki, gołębie, kaczuszki, króliki i ule, tak jak w Ciężowie. Pamiętam z tymi pszczołami spędzał długie godziny. Nigdy jednak nie czuł się tu u siebie i na swoim. Serce zostawił na stanisławowskiej udręczonej ziemi. Opisałam tę historię jak umiem z miłości do nich wszystkich, a zrobiłam to, dlatego, że życie tak krótko trwa, a jeszcze szybciej odchodzą Ci, których kochamy. Ciocia Zosia odeszła w roku 1995, ciocia Krysia w kwietniu tego roku, mój brat Julek - pierwszy owoc miłości rodziców w 1972 roku, moja siostra Ewa w 1989roku. Ukochany mąż Mamuni, a mój wspaniały, pełen wielkiego serca Tatunio odszedł w Dzień Matki 26 maja roku 1987 po trzecim zawale. Nie pomogła Jego sercu miłość Hanuś i  "... słodycz miłości Hanuś moja ..." to, te tak tkliwe słowa Tatunia często słyszałam w naszym domu rodzinnym, niestety Jego ogromne miłujące serce pękło.
Kliknij aby powiekszyć
Kliknij aby powiekszyć
Patrzyłam często na moich Rodziców z zadziwieniem wielkim, bo ich świat wiecznie posiadał tysiące barw, tysiące kształtów przyciągania serc, niezależnie od problemów, niedostatków i trosk, jakie i ich spotykały, zawsze ten ich świat był pełen cudownej tajemnicy niezgłębionej miłości.
Barbara Rudkowska Strańczyk

Rozłąka jest naszym losem
Spotkanie naszą nadzieją
Z głębokim bólem i wielkim żalem nasza redakcja w dniu 12 kwietnia 2007 roku pożegnała wielce życzliwą, bliską, dobrotliwą i oddaną nam Osobę,
Annę Rudkowską - bohaterkę "Wspomnień",
ur. 19 lipca 1919 roku.
Pamięć o Niej na zawsze pozostanie w naszych sercach.
Redakcja serwisu
kk
nn

Kontakt
2364961 odwiedzin od 5 stycznia 2004 roku
Google Search

WWW stanislawow.net