Ryszard Harajda

Odcinek A-B – opowieść o ulicy Sapieżyńskiej

Położenie I Liceum na samym skraju śródmieścia, przy wylotowej w kierunku południowo-zachodnim ulicy Kazimierzowskiej sprawiało, że zdecydowana większość uczniów wracała do domów przez centrum handlowo-reprezentacyjne. Często - myślę o naszej klasie - szliśmy w mniejszej lub większej grupie, wchodząc po wyjściu z budynku w ulicę Sobieskiego w kierunku Poczty Głównej. Mijaliśmy po lewej skwery i plac, przy którym znajdował się jedyny w mieście i bardzo popularny pasaż handlowy. Obok niego równie popularna kawiarnia Skruta, w głębi widać było wieże: ratu­szową, cerkwi katedralnej, kolegiaty i kościoła ormiańskiego.
Po prawej stronie był wylot ulicy Lipowej, pięknej alei wysadzanej drzewami i wiodącej daleko na południe miasta, gdzie rozmieszczono parki Romaszkana i Sienkiewicza, boisko sportowe, korty tenisowe, na których czasem grywaliśmy. Występowała tu elita stanisławowskich tenisistów na czele z drem Andrzejem Raczyńskim, mistrzem miasta - zamordowanym w sierpniu 1941 r. Wśród młodzieży przodował Niunek (Ryszard) Turończak, przerastający nas zdecydowanie techniką gry. Grałem z nim kilka razy bez pomyślnych, oczywiście, wyników. Natomiast wiele godzin spędziłem na grze z najmilszym kolegą i partnerem, Józkiem Mikettą, uczniem 111 Gim­nazjum, inteligentnym i dowcipnym chłopcem, synem Janusza, znanego muzykologa, przedwojennego radcy w Ministerstwie Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego.
Na samym początku Lipowej było kino „Warszawa" z dużą elegancką salą, w której odbywały się też koncerty. W połowie Lipowej był po wschod­niej stronie nowy, duży budynek Gimnazjum Kupieckiego (dyr. Tadeusz Rotter), zamieniony za tzw. pierwszych Sowietów na Instytut Nauczycielski - odpowiednik naszego Studium Nauczycielskiego, istniejący i dziś jako jedna z wyższych uczelni Stanisławowa.
Wracając ze szkoły mijaliśmy Lipową, czasem tylko zerknąwszy na fotosy w kinie, i doszedłszy do poczty skręcaliśmy w lewo krótkim odcinkiem ul. Gosławskiego dochodząc do Sapieżyńskiej. Gosławskiego biegła dalej na północ do placu i pomnika Mickiewicza.
Myśmy skręcali w prawo, na główną część Sapieżyńskiej, zwanej gwaro­wo „A-B". Była to niewątpliwie najbardziej reprezentacyjna część miasta. Tu mieściły się znane i eleganckie sklepy jak - pamiętam - cukiernia Krowickiego, księgarnia wydawnicza Romana Jasielskiego, sklep delikate­sowy Schwcisserów, galanteria damska Pawłowskiego, księgarnia Bodeka (chyba ze sławnej żydowskiej rodziny lwowskich kupców), w której nabyć można było głośne w owym czasie wydawnictwa księgarni Zuckerkandla w Złoczowie. Były to formatu widokówki, wydawane na marnym, żółtawym papierze lektury szkolne, ale głównie tzw. bryki czyli streszczenia lektur typu Pamiętniki Cezara, Mowy Cycerona, Eneida i inne. Miały one duże powodzenie, bo ułatwiały życie na lekcjach łaciny, nauczanej wtedy we wszystkich gimnazjach. W sąsiedztwie księgarni było kino „Urania" o tro­chę ponurej sali, a na końcu „A-B" (bo Sapieżyńska biegła dalej na Majzle) Kasyno Polskie z salą zabaw, odczytów i spotkań. Tu byliśmy kiedyś na wieczorze autorskim prof. Kajetana Isakiewicza, autora tłumaczeń wierszy z łaciny oraz własnych utworów poetyckich na temat starożytności. Na południowej stronie „A-B" rozbiera się obecnie stare kamienice, aby pow­stały nowe.
Na przeciwległej, północnej stronic „A-B" mieściło się w wielkim gmachu III Gimnazjum i Liceum im. Stanisława Staszica, matematyczno-fizyczne, gdzie dyrektorował prof. Władysław Piskozub - też jedna z ofiar ukraińsko-niemieckiej zbrodni. Między budynkiem szkoły a Bankiem Polskim biegła wąska ulica Jachowicza, którą dojść można było po kilkudziesięciu metrach do ulicy Szydłowskiego; przy niej było z prawa wejście do banku, a z lewa naprzeciw podwórza III Gimnazjum kino „Ton" z ładną, przyjemną salą. Tu często przychodziliśmy w poniedziałki, kiedy bilet kosztował dla uczniów 30 gr (normalnie 1 zł). Podobnie było w „Warszawie", a chyba też w „Uranii", a może i w innych dwu lub trzech kinach, których nazw i położenia nie pamiętam („Olimpia" była chyba przy Sobieskiego). Przez te ponie­działkowe ceny właściciele kin ściągali młodzież, bo w poniedziałki frek­wencja dorosłych była w kinach minimalna.
Na „A-B" wychodziło się popołudniami na spacer, by spotkać zna­jomych, czasem zobaczyć interesującą dziewczynę. Bezpośrednie spotkanie z nią publicznie było w owych czasach nie do pomyślenia, stąd to przelotne mijanie się na ulicy; szczytem zażyłości była wymiana ukłonów.
Dla mnie osobiście spacer z kolegami był jednak dlatego ciekawy, że niedawno przybyły do Stanisławowa, miasta prawie nie znałem. Zwiedzałem więc je najczęściej ze Staszkiem Sękowskim, moim najbliższym sąsiadem (mieszkał na Zofii Chrzanowskiej). Często towarzyszył nam Borys Zubal -jedyny Ukrainiec w naszej klasie. Zdarzało się, że z Sapieżyńskiej lub z Szydłowskiego skręcaliśmy w prawo na Gosławskiego i przechodzili na plac Mickiewicza, niewielki, ale chyba najładniejszy w mieście. Tu stał i nadal stoi pomnik poety zbudowany w 1898 r. przez krakowskiego rzeźbiarza T. Błotnickiego. Warto przypomnieć, że w stulecie urodzin Mickiewicza wzniesiono, szczególnie w ówczesnej Galicji, wiele pomników wieszcza. W sąsiedztwie Stanisławowa w Drohobyczu, Borysławcu, Truśkawcu, Kołomyi. We Lwowie nieco później, bo w 1904 roku, ale za to najpiękniejszy ze wszystkich istniejących, stworzył Antoni Popiel. (Na niektórych radzieckich widokówkach doczepiano do nazwiska Popiela nazwisko ukraińskiego twórcy, co stwarzało nie tylko nieprawdę, ale i nielogiczność, zważywszy datę urodzenia tego rzeźbiarza).
W Stanisławowie za pomnikiem stał gmach teatru działającego od polo­wy XIX w. Koncertował tutaj Franciszek Liszt, występowała gościnnie Helena Modrzejewska. Teatr miał w różnych czasach różne nazwy: im. Fredry, Moniuszki, Ziemi Pokuckiej, Ziemi Stanisławowskiej. Chodziłem tu na wszystkie sztuki, bo ceny biletów, szczególnie w abonamencie, były, gdy porównywałem z warszawskimi, bardzo niskie. W ostatnich przed­wojennych latach dyrektorem była Zuzanna Łozińska, po wojnie długoletni dyrektor teatru w Jeleniej Górze.
W tymże samym budynku mieściło się z wejściem z boku, Konserwa­torium Muzyczne im. Moniuszki założone przez Towarzystwo Muzyczno-Dramatyczne. Dyrektorami byli kolejno Alfred Stadler, zamordowany przez Niemców we Lwowie, Tadeusz Jarecki - znany w Polsce kompozytor i dyrygent oraz Wiktor Hausmann. Konserwatorium prowadziło klasy for­tepianu, instrumentów skrzypcowych i śpiewu. Organizowało koncerty, poranki muzyczne i popisy uczniów. W gmachu teatru mieści się dzisiaj Filharmonia Wojewódzka.
Kontakt
2310953 odwiedziny od 5 stycznia 2004 roku
Google Search

WWW stanislawow.net