Rozmowa z prezesem Koła Stanisławowian w Warszawie Stanisławem Leszczyńskim

Niszczono wszystko - nawet pamięć!

Panie prezesie, słyszałem, ze Pańska rodzina pochowana została w Stanisławowie na tutejszym cmentarzu, który w okresie sowieckim po barbarzyńsku zrównano z ziemią. Co Pan odczuwa, kiedy stoi. W miejscu, gdzie pochowano, najbliższych i zamiast grobów, widzi Pan tylko drzewa?
Odczuwam ogromny żal. Dziwi mnie, że wśród ludzi, zdawałoby się rozumnych, bo niby światłych i wykształconych znaleźli się tacy, którzy poparli ideę zniszczenia jednego z najbardziej nowoczesnych, aż drugiej strony jednego z najstarszych cmentarzy w Europie.
W którym roku zniszczono cmentarz te Iwano-Frankowsku?
Na początku lat osiemdziesiątych. Najpierw porozbijano nagrobki. Wprawdzie przedtem powiadomiono formalnie, że cmentarz ulegnie likwidacji.
I informacja Ta dotarła do Pańskiej rodziny w Warszawie?
Nie. Nie powiadomiono nas. Wtedy w Warszawie nie było mowy o takich informacjach. Natomiast tutaj, w Iwano-Frankowsku na terenie cmentarza wystawiono jakąś wywieszkę, która głosiła, że można przenosić groby do wsi Czukałówka leżącej daleko od Stanisławowa.
Może udało by się w tym miejscu znów odtworzyć cmentarz, czy też w jakiś sposób upamiętnić tych, którzy tu spoczęli?
Moim zdaniem byłoby to nie wskazane. Ponieważ przystępując do likwidacji cmentarza ustalono, że będzie tu park i niemal wszystkie groby zniszczono. Gdyby wówczas istniało Stowarzyszenie Stanisławiaków, to jego protest miałby podstawę prawną.
I uważa Pan, że to by wtedy poskutkowało?
Trudno powiedzieć. Być może, gdyby taki protest trafił do człowieka, będącego w stanie zmienić decyzję… Natomiast jeżeli chodzi o dalszy bieg wydarzeń, to kiedy Ukraina odzyskała niepodległość i zmienił się sposób myślenia wymyślono bardziej odpowiednią nazwę tego miejsca Skwer Pamięci („memorialnyj skwer”). To już bliżej prawdy, ale cmentarza nie da się już odtworzyć.
Co pozostało po rujnacji cmentarza?
Zostało tylko osiem nagrobków i kilka grobowców. Moi koledzy z Kół Stanisławiaków w Warszawie i Wrocławiu zastanawiali się nieraz, dlaczego akurat te pomniki ominęła ręka wandali, lecz nie rozwiązaliśmy tego problemu. Prawdopodobnie któryś z wykonawców, może kierując się sumieniem, ominął je celowo, żeby pozostawić ślad wskazujący, że był tu cmentarz katolicki na którym chowano i Polaków i Ukraińców i Niemców.
Co było przyczyną tego, że wyjechał Pan z rodzinnego, miasta?
Urodziłem się w 1927 r. do roku 1944 mieszkałem w tym mieście. Jednak, kiedy powtórnie wkroczyły tu wojska sowieckie, wypędzając Niemców musiałem wyjechać do kraju, do Lublina. Pojechałem na ochotnika do Wojska Polskiego. Ponieważ w czasie okupacji niemieckiej pracowałem w Stanisławowie w konspiracji w strukturach Armii Krajowej to dalsze moje przebywanie na tym terenie było nie wskazane, gdyż groziło dłuższą wyprawą „na niedźwiedzie.”
Czy były tu jakiekolwiek -potyczki akowców z banderowcami?
Tak były. Dokładniej pod Stryjem. AK i UPA ze sobą nie współdziałały. Ale jedni drugim krzywdy nie czynili. Nie słyszałem o większych starciach zbrojnych na tych terenach.
Czy w okresie przedwojennym zdarzały się w Stanisławowie konflikty polsko-ukraińskie?
Nie słyszałem o jakichkolwiek konfliktowych sprawach polsko-ukraińskich. Nie było tu zresztą podziałów w rodzaju Polak -Ukrainiec. Mieszkałem w Stanisławowie 24 lata. Dlatego mogę co nieco opowiedzieć o współżyciu obu narodów na własnym przykładzie. Jako młodzieniec chodziłem do Szkoły Ćwiczeń. Była to powszechna szkoła utworzona przy Seminarium Nauczycielskim. Mieściła się przy placu Trynitarskim. W szkole mieliśmy dwa równoległe nurty - klasy polskie i klasy ukraińskie. Najstarsze - piąte i szóste klasy były już łączone. W ten sposób przygotowywano nas do współżycia i współdziałania. Jeszcze jeden moment. Co niedzielę chodziliśmy ze szkoły do kościoła. Wspólnie, parami, razem Polacy i Ukraińcy - raz do kościoła ormiańskiego (gdyż był najbliżej szkoły) innym zaś razem do Katedry grekokatolickiej. To był pewnego rodzaju ekumenizm. Oprócz tego spotykaliśmy się po koleżeńsku - Polacy i Ukraińcy w przeróżnych okolicznościach. Chodziliśmy razem nad rzekę Bystrzycę kąpać się, opalać. Graliśmy razem w piłkę. To nas wszystko łączyło. I moment najważniejszy. Przed wojną było dużo rodzin mieszanych: polsko-ukraińskich. W rodzinach też panowała atmosfera współżycia. Obchodziliśmy święta, zarówno polskie jak i ukraińskie. To znaczy, że w szkole były dni wolne od zajęć. Najwięcej wygrywali na. tym Żydzi, gdyż mieli. dni wolne od nauki podczas świąt polskich, ukraińskich jak i swoich. W mieście znam prawie każdy kamień. Często spacerowałem po najdalszych zakątkach Stanisławowa. Miałem sporo znajomości wśród młodzieży płci żeńskiej i męskiej. i dopiero w czasie wojny zaczęły się podziały narodowe.
Atmosfera zakażona została wirusem nacjonalizmu…
Tak. Nacjonalizmu, który bardzo prędko przerodził się w szowinizm. Osobiście jestem przeciwnikiem tego rodzaju podziałów nacjonalnych. Wynikiem wielosetletniej współpracy Polaków i Ukraińców jest to piękne miasto Stanisławów. Musimy raźniej kontynuować naszą współpracę.
Jak Pan sobie konkretnie to wyobraża?
Chociażby w taki sposób, jak przed wojną. We władzach miasta byli ludzie o odpowiednim przygotowaniu fachowym lub odpowiednich predyspozycjach pozwalających im być dobrymi urzędnikami. i nie ważne, kim, był taki urzędnik - Polakiem, Ukraińcem, Żydem, czy Ormianinem, oby tylko działał na rzecz miasta, a nie jakiejś grupy. Sądzę, że w tej chwili może zaistnieć podobna sytuacja. Na przykład, mimo, ze Polacy stanową obecnie mniejszość, to przecież są wśród nich ludzie, którzy kochają swoje miasto i potrafią dobrze współżyć z dominującą nacją i powinni się znaleźć we władzach miasta.
Jak odebrał Pan, w swoim czasie, zmianę nazwy miasta ze Stanisławowa na Iwano-Frankowsk?
Bardzo mi było przykro i nieswojo. Działalność społeczną, polityczną, a także twórczość literacką Iwana Franki znam, bo jeszcze w szkole poznawaliśmy w klasach polskich literaturę ukraińską. Profesor Bohdan Lepki, który nas uczył przekazywał dużo materiałów z literatury i kultury ukraińskiej. Stąd też będąc jeszcze uczniami doskonale wiedzieliśmy kto to jest Iwan Franko. i będąc Polakami nie mieliśmy nic przeciwko niemu. Natomiast w sposób zdecydowany uważamy, że obrzydzono jego imię i nazwisko poprzez wymyślenie zlepku, którym zamieniono tak przecież piękną, odwieczną nazwę miasta - Stanisławów. Można było skrócić do Stanisława, a nie stwarzać sztucznej nazwy w złym guście. Proszę tylko porównać. Mamy poetę uznawanego za swego przez trzy narody - Adama Mickiewicza. Ale przecież w Polsce, na Litwie czy na Białorusi nikt przecież nie nazwał żadnego z miast Adamo-Mickiewiczowem… Uważam, że obecnie, gdy Ukraina jest niepodległym państwem, należy przywrócić miastu tradycyjną nazwę. Przecież wiele już miast odzyskało pierwotne nazwy. Poza tym nazwę miasta zmieniono w czasach totalitaryzmu komunistycznego, prymitywnie argumentując przyczyny tej decyzji.
Rozmawiał Eugeniusz Tuzow Lubański
Kontakt
2270733 odwiedziny od 5 stycznia 2004 roku
Google Search

WWW stanislawow.net