Był nauczycielem I Liceum oraz Liceum SS. Urszulanek. Uczył nas tylko jeden rok w pierwszej licealnej (poprzednio w gimnazjum), w której program biologii w profilu humanistycznym był historią rozwoju nauk przyrodniczych. Program był mądrze ustawiony, a my, uczniowie, będący zdecydowanymi patriotami humanistyki i lekceważący wszelkie inne przedmioty, słuchaliśmy wykładów z zainteresowaniem. Prof. Buchowski nie straszył swym przedmiotem, ani ocenami; zaciekawiał uczniów tematem. W wiele lat później w czasie studiów podyplomowych pedagogiki usłyszałem (RH) na egzaminie z podstaw biologicznych wychowania pytanie o teorię Mendla. Wspomniałem z wdzięcznością prof. Buchowskiego, bo jego wykład, mimo upływu lat, tkwił mi w pamięci.
Prof. Buchowski był raczej wysokiego wzrostu, o twarzy pełnej, nieco przerzedzonych włosach oraz trochę zwiększonej cirkumferencji. Można by powiedzieć, że środkowa część jego ciała chodziła znacznie wcześniej od pozostałych i wskutek tego wymagała pewnego wsparcia ze względów grawitacyjnych. Podporę tę otrzymywała w postaci laski, z którą profesor zawsze chodził i której koniec jakby swoisty liktor zapowiadał zbliżanie się ważnej osobistości.
Profesor pracował również społecznic. Był opiekunem z ramienia szkoły wakacyjnych kolonii letnich. I Gimnazjum wybudowało na kilka lat przed wojną w górskiej miejscowości Mikuliczyn duży dom letniskowy. Komitet Rodzicielski organizował tu pobyt wakacyjny dla kilkudziesięciu, przeważnie mniej zamożnych uczniów. Prof. Buchowski był tu stale obecnym przedstawicielem Dyrekcji szkoły. Organizował wycieczki piesze i kolejowe do okolicznych miejscowości o znaczeniu historycznym, jako że Mikuliczyn był niezbyt odległy od szlaków legionowych, a zwłaszcza od znanej z historii I wojny światowej Przełęczy Pantyrskiej, zwanej Przełęczą Legionów. Nazwę tę znaleźliśmy nawet na wydanej przez GUGK ZSSR w 1990 r. mapie w języku rosyjskim pod nazwą „Iwano-Frankowskaja oblast" czyli województwo stanisławowskie.
Na przełęczy stoi krzyż wzniesiony przez żołnierzy - legionistów, a na krzyżu napis:
Młodzieży polska, patrz na ten krzyż,
Legiony polskie dźwignęły go wzwyż
Przechodząc góry, doliny i wały
Do Ciebie, Polsko, i dla Twej chwały.
Było to jakby zetknięcie się z historią twarzą w twarz. Można było pochodzić po zarośniętych już wówczas mocno bujną trawą okopach legionowych, dotknąć własnymi rękoma zardzewiałych łusek po wystrzelonych pociskach, kroczyć po wybudowanej niegdyś przez żołnierzy z okrągłych pni drzewnych drodze dla przetaczania armat, można więc było znaleźć potwierdzenie lekcji historii, można było dać swobodę własnej wyobraźni. Ale trzeba było też pamiętać o aktualnym wtedy niebezpieczeństwie czyli o żmijach zygzakowatych, które żyły w tych bujnych trawach.
Krzyż legionowy wyrastał niejako z niewielkiego kopca kamieni przysypanego ziemią i porośniętego wysokimi łopianami. Szerokie i wysokie liście łopianów przykrywały jakby parasolem cały kopiec, nie pozwalając zaglądnąć do wnętrza. Tylko tu i ówdzie wychylały głowy żółto kwitnące jaskry. Zdarzyło się, że któremuś ze zwiedzających spodobał się ten dziki kwiat, więc wyciągnął rękę, aby go zerwać. Nie podobało się to jednak znajdującej się pod sąsiednim łopianem żmii. Wychyliła więc głowę sycząc. To uratowało śmiałka, zdążył wycofać rękę, a chęć zrywania kwiatów odeszła go całkowicie.