Siostry Urszulanki prowadzące stanisławowskie Gimnazjum i Liceum dbały ogromnie o wysoki poziom swojej szkoły i bardzo starannie dobierały do niej odpowiednich nauczycieli.
W 1937 roku zatrudniona tu została mgr Czesława Tyberska, nowo kreowana (wiosną tegoż roku) absolwentka Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie. Była najmłodszą wiekiem nauczycielką szkoły, którą sama ukończyła w 1932 roku.
Pierwsze jej spotkanie z uczennicami miało miejsce podczas wakacji, jeszcze przed przystąpieniem do pracy. W lipcu 1937 roku przyjechała na obóz IV Drużyny Harcerskiej do Żakli. W takim, jak uczestniczki szarym mundurze, pełna zapału starała się o zdobycie serc swych przyszłych wychowanek. Niezmiernie delikatna i wrażliwa, ciężko przeżywała nawet cienie niepowodzenia. W obcowaniu z Nią nie czuło się dystansu, jaki istniał często w stosunku do członków grona nauczycielskiego. Szybko związała mnie z Nią głęboka przyjaźń. W szkole była „panią profesor", poza szkolą „Czesią". Miała zawsze szerokie zainteresowania pracą społeczną. Jako przykładna wychowanka SS. Urszulanek była stale gotowa do wspólnego rozwiązywania problemów życiowych swoich uczennic.
W początkach września 1939 roku, podczas jednego z bombardowań Stanisławowa, bomba trafiła w ogród jej domu przy ul. Słowackiego, zasypując aą w wykopanym rowie-schronie. Szybka pomoc uratowała Jej życie. Po aneksji wschodnich terenów Polski przez ZSRR podjęła pracę jako nauczycielka wychowania fizycznego w ówczesnej szkole średniej nr 9, mieszczącej się w budynku dawnego gimnazjum niemieckiego. Według radzieckich zwyczajów szkoła była koedukacyjna. Przydzielono do niej m. in. część uczennic Gimnazjum SS. Urszulanek i część uczniów byłego 111 Gimnazjum. Jeden z nich, Jan Zamojski, tak pisa! w 1989 roku w książce
Miejsca postoju:
„Osobą mającą na nas wielki wpływ była nauczycielka gimnastyki Czesława Tyberska, absolwentka bielańskiego CIWF-u. Drobnej budowy, skromna, nieśmiała, o reakcjach pensjonarki, była kobietą o silnym charakterze, świetną gimnastyczką i pedagogiem… Cieszyła się oddaniem i zaufaniem uczniów, co pomogło jej kilkakrotnie powściągnąć zbyt gwałtowne i nieobliczalne reakcje młodzieży, podobnie zresztą jak i jej koleżanka Zofia Górska. Jeśli powstałaby jakaś „złota księga nauczycielstwa polskiego" tych lat, to one właśnie winny znaleźć się na pierwszych stronach. Obie były tak różne, dziewczęca Cesia i bujna Zosia (tak właśnie, po imieniu, nazywaliśmy je między sobą), a zarazem lak podobne w ich stosunku do nas, do młodzieży".
W pełni trafna i celna jest powyższa charakterystyka. Jeżeli te moje słowa dotrą do Pana Zamojskiego niech mu podziękują za to bardzo miłe wspomnienie o mojej Przyjaciółce. W jednym tylko drobiazgu formalnym Autor myli się. Cesia nie była absolwentką CIWF-u lecz - jak już wspomniano - historyczką z uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie. Być może w okresie okupacji sowieckiej nie bardzo się do tego przyznawała.
Za pracę w radzieckiej szkole zapłaciła życiem, gdy władzę w Stanisławowie przejęli Niemcy. Znalazła się na sporządzonej przez nauczycieli-Ukraińców Danysza i Rybczyna liście „komunistów" skazanych na śmierć, a podstępnie sprowadzonych do więzienia na Bilińskiego, rzekomo tylko dla złożenia wyjaśnień. Wysłani policjanci ukraińscy nie zastali Jej w domu. Czesia - nie poczuwając się do żadnej winy - poszła sama na Gestapo; odprowadziła ją spotkana na ulicy była koleżanka szkolna Janina Międzybrodzka.
W lesie pod Pawełczem zginęła rozstrzelana wraz z innymi nauczycielami wspaniała wychowawczyni, przyjaciółka młodzieży.