Polonista w I Liceum. Wysoki, starszy pan, całkiem już siwy, zawsze uczesany na jeża. Uczył języka polskiego w klasach gimnazjalnych. Wielką wagę przykładał do strony pamięciowej, zwłaszcza do lektur szkolnych, których sporo trzeba było wówczas przeczytać. Wiedzę uczniów oceniał głównie na podstawie pisanych przez nich klasówek. One służyły mu również do oceny umiejętności pisarskich ucznia, jego stylu, a także prawidłowości formułowania myśli. Uczeń, który wykazał należyte opanowanie pamięciowe materiału, pisał poprawnie, a nawet stylem, który profesor oceniał pozytywnie, otrzymywał ocenę dobrą lub bardzo dobrą, co profesor zapisywał sobie skrzętnie w notesie. Taki uczeń pytany był nie więcej niż jeden raz w ciągu okresu. Cały czas poświęcał Profesor uczniom słabym. Tych pytał często, sprawdzał także przerobienie przez nich obowiązkowych lektur. Gdy stwierdził, że uczeń nie opanował należycie zadanego materiału lub zgoła nie czytał nakazanej lektury, pytał o szczegóły. Zdarzało się więc, że omawiając Balladynę pytał np. o Grabca i jego rolę w utworze, a gdy uczeń jąkał się, nie wiedząc co powiedzieć, sam podsuwał mu odpowiedź najmniej prawdziwą lub zupełnie nieprawdopodobną. Gdy uczeń ją potwierdził, Profesor nie wytrzymywał już nerwowo i podniesionym głosem mówił wówczas „źle" lub „całkiem źle" i zapisywał taki stopień w notesie. Był to dodatkowy stopień wprowadzony przez Profesora, gorszy niż niedostatecznie. Poprawienie takiego stopnia w ogóle było trudne, a już na pewno nie w bieżącym okresie. Uczeń, który usłyszał taki wyrok, wiedział, że na koniec danego okresu będzie miał dwóję, gdyż gorszego stopnia obowiązująca skala ocen nie przewidywała. Zabierał się więc do poprawy swej pozycji w następnym okresie.
Prof. Jordan zginął zamordowany wraz z innymi nauczycielami.