
Agaton Giller(1831-1887) urodził się w Opatówku koło Kalisza. Dziennikarz, działacz polityczny.
W styczniu 2006 roku minęło 175 lat od chwili przyjścia na świat Agatona Gillera (1831-1887), historyka i publicysty, który całe swoje życie poświęcił walce o wolną Polskę. W wieku dwudziestu trzech lat, za swoją działalność patriotyczną, oraz udział w krzewieniu idei niepodległościowej, został zesłany na Sybir. Wróciwszy do Ojczyzny w roku 1860 brał czynny udział w przygotowaniu Powstania Styczniowego. W latach 1862-1863 był członkiem Komitetu Centralnego Narodowego i Rządu Narodowego. Na emigracji prowadził bardzo czynną działalność niepodległościową Polski. Był jednym z organizatorów Muzeum Polskiego w Raperswilu, a także organizatorem Związku Narodowego Polskiego w Ameryce.
Ostatnie lata swego życia Agaton Giller, jako emigrant polityczny, spędził w Stanisławowie. Przybył do Stanisławowa we wrześniu 1884 roku i zamieszkał u swojej siostry Agrypyny Giller-Kopernickiej, oraz jej męża /pułkownika z r. 1883/ Franciszka Kopernickiego - Naczelnika Biura Stanisławowskiej Kasy Oszczędności. Agatonowi Gillerowi zezwolono mieszkać w Stanisławowie pod warunkiem, że będzie, co kwartał wznawiał podanie o przedłużenie pozwolenia na pobyt w Galicji.
Stanisławów, małe prowincjonalnie miasto, sprawiło na Gillerze wrażenie ogromnego "przygnębienia w społeczeństwie", tu został Giller nie gwar i ruch, a jak pisał Justyn Sokulski :
"ludzi przeważnie zobojętnionych i gnuśnych, którym biurokratyczna feruła rządowa moc ducha odjęła"
Może, właśnie, dlatego, w Stanisławowie zajmował się Agaton Giller głównie pracą literacką: ukończył swoje dzieło o historyku Duchińskim, po śmierci swego przyjaciela Tadeusza Żulińskiego napisał wspomnienia o nim, pisywał artykuły do warszawskich "Kłosów", "Tygodnika Ilustrowanego", "Kuriera Polskiego" w Paryżu, "Gazety Polskiej" w Chicago. Ze Stanisławowa, Agaton Giller wyjeżdżał jedynie po to, żeby odwiedzić swoich znajomych z czasów Powstania Styczniowego. Odwiedzał, notariusza Masłowskiego, mieszkającego w Nadwórnej, Darowskiego we Lwowie, Franciszka Longchampsa w Kołomyi, a nawet pojechał do miejscowości Słobody Rungurskie, leżącej 23 kilometry za Kołomyją:
"aby na miejscu rozpoznać stosunki materjalne robotników, zatrudnionych w tamtejszych kopalniach ropy naftowej."
Właśnie w Stanisławowie z jego to inspiracji 4 kwietnia 1886 roku ukazał się pierwszy numer "Kuriera Stanisławowskiego". Agaton Giller, jako jego współpracownik, był oddanym zwolennikiem idei jedności narodu polskiego i wspólnej pracy dla Państwa. Jeden z założycieli "Kuriera" dr Artur Nimhin, w przyszłości burmistrz Stanisławowa, wspominał, że opiekunem młodego pisma był Agaton Giller:
"… On kierował naszymi pierwszymi krokami w zawodzie dziennikarskim i jemu zawdzięczamy, że już pierwsze numery "Kuriera" spotkały się z bardzo sympatycznym przyjęciem w dziennikarstwie polskim…"
Nowy tygodnik przetrwał najdłużej ze wszystkich dotychczas istniejących czasopism periodycznych, w Stanisławowie, bo do 1939 roku.
W roku 1887 miał Giller 56 lat i nie zważając na ciężkie doświadczenia syberyjskie, zajął się intensywną pracą na rzecz odrodzenie Polski. Dlatego też postanowił opuścić Stanisławów i 18 lipca wyjechać do Rapperświllu. W liście do redaktora Gniewosza z 3 lipca 1887 roku pisał:
" Ja w tym roku w lipcu pojechać muszę do Rapperswillu, bo Plater mnie prosi i przypomina ustawicznie, że ma lat 80. Potrzebny jestem i pojadę, chociaż z kraju przykro mi wyjeżdżać, serce się kraje, że znowu swoich opuszczę."
Trudno było wyjeżdżać Gillerowi ze Stanisławowa, tu może po raz pierwszy w życiu znalazł ognisko domowe, tu mieszkała siostra, szwagier i siostrzenica - ludzie, których Agaton bardzo kochał. W ostatnim liście do Gniewosza z 11 lipca 1887 roku pisze:
"O ile się zbliża chwila rozstania z tymi, których tak kocham, z krajem, ogarnia mnie uczucie, coś, czego dotąd w takim stopniu nie doznawałem […] Dziwna rzecz, nigdy się tak przyroda do mnie nie uśmiechała, jak teraz, gdy bez nadzieji rychłego powrotu udać się mam pod obce niebo, pomiędzy obcych ludzi. Mam tu ogródek, a w nim rozkwitły maki nasze - wiesz, jak ja je lubię. Rozkwitły tak pięknie, że jak dzieciak nimi się rozkoszuję. Znasz mnie, że nie zwykłem się roztkliwiać, a jednak, gdy sam jestem w tym ogródku, mimo woli łzy płyną z oka."
Jednakże, 16 lipca niespodziewanie podczas kąpieli w łaźni Agaton Giller zaziębił się. Zmarł nagle na zapalenie płuc 18 lipca 1887 roku. Odszedł Wielki oddany Ojczyźnie Patriota.
Wieść o zgonie rozeszła się szybko po mieście i kraju. Rada Miasta Stanisławowa, z propozycji burmistrza dr Ignacego Kamińskiego, dawnego przyjaciela Agatona Gillera, uchwaliła, że zostanie pochowany na koszt Gminy. Agatona Gillera pochowano na cmentarzu Stanisławowskim uroczyście i z należnymi honorami. O tym pogrzebie obszerne sprawozdanie wydrukował przyjaciel Agatona Gillera dziennikarz z Sambora, Gotfrid Kohn, który w tym czasie przybywał w Stanisławowie zaproszony na zjazd nauczycielski:
"Dzień 20 lipca w Stanisławowie bez przesady nazwany być może dniem Agatona Gillera. Już od samego południa przygotowania do pogrzebu zasłużonego tego męża kolosalne przybierały rozmiary, plakaty pośmiertne wysiały po wszystkich ulicach, chorągwie czarne z literami A.G. powiewały ze szczytu Ratusza i ze wszystkich znaczniejszych domów, a delegacje przybyły z bliska i z daleka, aby oddać należytą cześć temu bojownikowi Polski, uczcić pamięć wielkiego męża, znakomitego historyka i gorącego patrioty, jakiego społeczeństwo straciło w osobie Gillera. I powiemy bez przesady, że tegoż dnia nie tylko Stanisławowianie nosili w sercach żałobę, ale że cały kraj, każdy, kto czuł i umiał mówić po polsku, sercem i duchem był obecny na tej olbrzymiej demonstracji narodowej."
Urząd miasta ogłosił porządek pogrzebu i "Odezwę", którą Kohn wydrukował w "brzemieniu oryginalnym", było tam zaznaczone, że pogrzeb odbędzie się dnia 20 lipca 1887 roku o godzinie 6 wieczorem. "Exportacja" ciała miała nastąpić z domu Kopernickich, przy ulicy Kamińskiego7. Zatem odbył się pochód ulicami Kamińskiego, Romanowskiego, Zabłotowskiej do ulicy Ormiańskiej i przez Rynek do Kolegiaty, dalej ulicą Karpińskiego do Sapieżyńskiej, która prowadziła na Cmentarz Miejski. Pochód otwierała Ogniowa Ochotnicza Straż Miejska, za nią szły przedstawicielki Ochronek Miejskich, dalej uczniowie z Burs, za nimi Korporacje, Stowarzyszenia, Bractwa ze sztandarami, młodzież szkolna i delegacje, które niosły wieńce. Za nimi szło duchowieństwo i Kahal Izraelicki, następnie karawan z trumną, a całuny trzymali: Marszałek Powiatowy pan Brykczyński, Burmistrz Powiatu dr Kamiński, Zastępca Marszałka Powiatowego dr Szydłowski i członek Wydziału Powiatowego Jabłoński. Po bokach karawanu nieśli światła koledzy śp. Agatona Gillera z roku 1863 i weterani z roku 1831. Za karawanem szła rodzina, za nią Rada Miejska, urzędnicy, profesorowie i ludność. Kondukt żałobny, tak jak otwierała, zamykała również, Straż Ogniowa.
Rada Miejska w swej "Odezwie" napisała:
"Rada Miejska uprasza wszystkich obywateli, których na to stać, aby domy swoje przy tych ulicach, którymi pochód pogrzebowy postępować będzie, chorągwiami żałobnymi przyozdobić chcieli"
G.Kohn pisze:

+
"Obrzęd pogrzebowy zapowiedziany na szóstą godzinę wieczorem, - ściągną na ulice Kamińskiego tłumy widzów jeszcze o wiele wcześniej. Widzieliśmy najróżnorodniejsze postaci, i starców i młodych i dzieci, i magnatów i ubogich, i chłopaków i rzemieślników i żydów, a w twarzy wszystkich malowała się wielka boleść i powaga odpowiednia chwili smętnej i bolesne tęskne oczekiwanie. Delegacje niosły wieńce, których naliczyć trudno. Redakcje pism krajowych wysłały na dzień ten żałobny jako sprawozdawców nie zwykłych korespondentów lub reporterów, ale redaktorów swoich. Widziałem Rewakowskiego, wiedziałem Gniewosza, z osobistych zaś przyjaciół Gillera, rozróżniłem postacie sędziwego Darowskiego i niewiele młodszego Ezechejela z Bolszowiec (Jest to wzmianka o Ezechejlu Berzewiczym). Rozumie się, że główni reprezentanci miasta najbliżej Stanisławowa położonych bytnością swoją przy obchodzie również przyczynili się do uświetnienia tegoż. I tak widziałem w gronie Witosławskiego i Kobuzowskiego z Tyśmienicy."
Zatrzymał się pochód żałobny przy Kościele Farnym, jaki był "przyozdobiony odświętnie" i ruszył ulicą Franciszka Karpińskiego przez Sapieżyńską do Cmentarza:
"Czarne chorągwie powiewały już nie tylko z okien Ratusza lub Czytelni Miejskiej, ale z okien prawie wszystkich domów, pod którymi defilował tłum żałobny. Balkony nawet przepełnione były ciekawymi, którzy nie mogąc osobiście brać udziału w tej uroczystości żałobnej, bodaj wzrokiem smętnym a poważnym żegnali zwłoki tego, którego już nie zobaczą nigdy"
Na Cmentarzu Miejskim zgromadziły się tłumy ludzi, pogoda dopisała, na niebie nie było żadnej chmurki, zaczęło się zmierzchać i rozpoczęła się ceremonia żałobna. Najpierw zagaił pięknym słowem pożegnalnym Burmistrz Stanisławowa dr Kamiński. Następnie Darowski, stary żołnierz z czasu Powstania 1831 r. "starzec sędziwy, którego pod rękę prowadzić musieli", przemówił od przyjaciół i weteranów "niedosłyszalnym głosem". Przemówił również Stroka w imieniu młodzieży politechnicznej, jako przedstawiciel studentów, Gniewosz w imieniu dziennikarzy polskich, dr K. Gorący, Syroczyński i inni. Uroczystości żałobna przeciągnęła się mniej więcej do godziny wpół do dziesiątej wieczorem. Taki to był pogrzeb Agatona Gillera na Cmentarzu Miejskim w Stanisławowie, dziś już nieistniejącym.

Grób Agatona Gillera
W roku 1981, kiedy to władze sowieckie przystąpiły do burzenia Miejskiego Cmentarza Stanisławowskiego, jego zwłoki, staraniem Związku Narodowego Polskiego w Ameryce, (ojcem duchownym, którego był właśnie Giller), zostały sprowadzone do Warszawy i złożone na Cmentarzu na Powązkach.
Pomnik na Warszawskich Powązkach - drugi z rzędu, na grobie Agatona Gillera jest podobny do pierwszego stanisławowskiego nagrobka Gillera. Lecz pomnik stanisławowski znajdował się za ogradą z metalu, a obelisk był gustownie ozdobiony postacią dziewicy, przedstawiającej Polskę z emblematami Orła, Pogoni i św. Michała Archanioła. Jak donosiła prasa galicyjska, właśnie ta rzeźba sprawiała ogromne wrażenie:
" Rysy tej posępnej twarzy chwytają za serce, zda się, że w tym kamieniu pulsuje życie, przeguby i fałdy szaty układają się lekko, symetrycznie."
Oprócz tego, na obelisku był wyryty medalion z podobizną Gillera (na Powązkach umieszczono płaskorzeźbę z metalu), a szczyt pomnika wieńczyły wieniec wawrzynu, książka i kotwica. Grobowiec był otoczony piękną ogradą z metalu.
Pierwszy pomnik powstał w Stanisławowie w trzy lata po jego śmierci. 15 czerwca 1890 roku odbyła się uroczystość przeniesienia trumny metalowej ze zwłokami śp. Agatona Gillera z grobu, w którym go 20 lipca 1887 roku pochowano, do nowego murowanego grobu, nad którym stanął pomnik dłuta rzeźbiarza Dykasa i architekta Halickiego.
Tego dnia na Cmentarzu Stanisławowskim zebrały się tłumy ludzi by uczcić pamięć Gillera. Ze Lwowa przybył dr Żuliński, który złożył na grobie Gillera wieniec w imieniu uczestników powstania 1863 roku. Przybyła młodzież akademicka z wieńcami, znani dziennikarze lwowscy, wśród których był poeta Platon Kostecki reprezentujący redakcję "Gazety Narodowej"oraz Henryk Rewakowski, redaktor "Kuriera Lwowskiego". Złożono wieniec także w imieniu rodziny zmarłego. Młodzież na własnych barkach przeniosła trumnę i gdy złożono ją u stóp pomnika, wystąpił marszałek Rady Powiatowej pan Brykczyński i w imieniu Komitetu powierzył opiekę nad pomnikiem miastu. Po nim zabrał głos Burmistrz Stanisławowa pan Szydłowski, a następnie Ignacy Kamiński, Przewodniczący Komitetu Wykonawczego, a zarazem towarzysz Agatona Gillera na wygnaniu w Szwajcarii. Reprezentanci młodzieży akademickiej ślubowali naśladować cnoty Gillera i stawiać go za wzór młodemu pokoleniu.Członkowie

Pomnik na Powązkach
Na pomniku wyryto słowa wiersza - epitafium Lenartowicza, jakie Kamiński przywiózl z Włoch.Co prawda z powodu braku miejsca tylko część wiersza udało się umieścić na cokole pomnika. Te słowa zdobią również dzisiaj jego warszawski nagrobek.
" Przechodniu! Obyś w Polskę jak ten zmarły wierzył
Idź i czyń! Dobry przykład serce Twe ośmieli:
Twój brat wygnaniec drogi sybirskie przemierzył,
Prześladowanie cierpiał długie w cytadeli.
a przecież dobre serce w wichrach nie wychłódło,
Ani je południowe pożary wypiekły,
Podziwiał nieprzebrane, cudowne to źródła,
z którego myśli wzniosłe i łzy czyste ciekły!
a jeżeli już w Polskę zwątpiłeś do końca,
Odjedź - i cieniem swoim nie zasłaniaj słońca!"
Taka to była historia pierwszego pomnika Agatona Gillera w Stanisławowie. I tylko żal, że nie możemy już w Dzień Zaduszny przyjść na stary Cmentarz Stanisławowski i rozpocząć doroczną pielgrzymkę po grobach zmarłych, jak to zazwyczaj odbywało się w Stanisławowie. Tak o tych wydarzeniach donosił korespondent "Kuriera Stanisławowskiego" w roku 1893:
"ze zmierzchem zajaśniał cmentarz tysiącem świateł i światełek. Wiele grobów oświetlono efektownie. Szlachetna młodzież polska i w tym roku nie zapomniała o zmarłych zasłużonych godnie społeczeństwu naszemu, przystrojając mogiły bojowników za sprawę narodową pięknemi transporantami i tak: na grobie ś.p. Maurycego Gosławskiego, wśród zieleni, widniał piękny transparent, kredkowej roboty, przedstawiający "Kuźnię" Grottgera. Znakomite reprodukcje "Wojny" i "Pożegnania" zdobiły piękny grób Agatona Gillera. Grób ś.p. Ejtminowicza zdobiła "Obrona sztandaru"; Świdzińskiego - "Świętokradztwo", Wasilewskiego - "Polonia", z tek Grottgera. Na krzyżu pamiątkowym widniał napis "Boże zbaw Polskę", oraz ważniejsze daty wzięte z porozbiorowej karty dziejów narodu naszego"
Ale pamięć o tych bohaterach i o sławnym synu polskiej ziemi Agatonie Gillerze żyje i jest prawdziwym natchnieniem dla przyszłych pokoleń. Na koniec należy przypomnieć prorocze słowa Agatona Gillera:
Naród umiejący uczcić zasługę i poświęcenie nosi niezależną przyszłość w swym łonie.