Liceum i Gimnazjum Sióstr Urszulanek

Prywatne Liceum i Gimnazjum Sióstr Urszulanek było przy ulicy Kamińskiego 14. Posiadało pełne prawa szkoły państwowej. W gwarze uczniowskiej urszulanki (jakby przez małe u) to nie siostry zakonne, a uczennice tej szkoły.
Budynek Gimnazjum SS. Urszulanek przy ul. Kamińskiego 14
Szkoła Ta powstała w 1908 roku jako sześcioletnie liceum żeńskie, zmienione w 1911 roku na gimnazjum realne, a w wolnej już Polsce w 1921 r. w gimnazjum humanistyczne. W roku 1933/34 wchodzi Gimnazjum w nowy zreformowany ustrój szkolny. Uczennice klasy licealnej dzielą się na dwie grupy: humanistyczną i przyrodniczą.
Na czele szkoły stała przełożona. Od 1913 roku kierowniczką, a następnie przełożoną była Matka Elżbieta Łubieńska. Później funkcję tę pełniły kolejno: w 1931/32 M. Alojza Bańkowska, od 1932 do 1935 M. Stanisława Połotyńska, od 1935-38 M. Stanisława Władzińska i w 1938/39 M. dr Beata Barthel de Weydenthal.
W szkole uczyli m. in. Stanisława Brzozówna, Czesława Tyberska, Zofia Zającówna - wszystkie zamordowane pod Pawełczem, Maria Axenti -zginęła wraz z ojcem, nauczycielem w czasie wybuchu amunicji przy ul. Słowackiego, Andrzej Pisarski - poległ na froncie wrześniowym - oraz M. dr Beata Barthel de Weydenthal, Maria Beinlichówna, M. Iwona Faveron, Ludwika Kupściówna, M. Andrzeja Maciejowska, Jadwiga Ostrowska, Maria Pankówna, M. Stanisława Połotyńska, Elżbieta Przestalska - Strzemboszowa, Janina Prześlakówna, M. Janina Rakowicz, M. Jolanta Tłoczyńska, Jadwiga Trzaskowska-Morycowa, Antonina Wilkówna, Anna Zglinnicka. Z innych szkół średnich dochodzili: ks. dr Łucjan Tokarski, Leon Buchowski, Kajetan Isakiewicz, Ignacy Stamper, dr Józef Zieliński - późniejszy historyk tragedii stanisławowskich nauczycieli.
Gmach szkolny składał się z dwu budynków równoległych do siebie, a połączonych w środkowej części piętrowym łącznikiem. W dwupiętrowym budynku frontowym znajdowały się pomieszczenia klasztorne, szkoła podstawowa, pokój nauczycielski, kancelaria, czytelnia i pokój lekarski. Na piętrach łącznika mieścił się internat. W drugim, trzypiętrowym budynku znajdowało się gimnazjum i liceum. Sale klasowe były przestronne i jasne. Szkoła posiadała gabinety: fizyczny, chemiczny i biologiczny, doskonale wyposażone w środki dydaktyczne oraz specjalne pomieszczenie na pomoce do geografii, historii i innych przedmiotów.
W tymże budynku mieściła się też na pierwszym piętrze wysoka na dwa piętra kaplica z wyodrębnionym chórkiem, gdzie działała M. Jolanta Tloczyńska. Uczyła nas śpiewu, grała na harmonium i prowadziła szkolny chór gregoriański. Wstęp do kaplicy był dla uczennic zawsze wolny, natomiast w niedzielę obowiązywała obecność na mszy św. o godz. 9 . Odprawiał ją przez wszystkie lata ks. dr Łucjan Tokarski, który wygłaszał też exortę. Klasy zajmowały w kaplicy miejsca w ściśle określonym porządku. Na początku, przed ołtarzem stały uczennice najmłodszych klas, za nimi na krzesełkach siedziały klasy średnie, dalej na krzesłach klasy najstarsze. Z tyłu były krzesła i klęczniki dla zakonnic.
Na parterze łącznika znajdował się oszklony z jednej strony korytarz, którym przechodziło się z wielkiego holu budynku frontowego do szkoły. Drzwi wejściowe do gmachu były zamknięte, a obsługiwała je furtianka. Ona też czuwała nad porządkiem w holu i na korytarzu. Pilnowała bacznie, aby uczennice przechodząc tamtędy nie ślizgały się na pięknie wypolerowanej posadzce, co było surowo zakazane.
Najczęściej funkcję furtianki pełniła w godzinach szkolnych Anna Hołubówna, zwana przez wszystkich Hanusią, bardzo sympatyczna, młoda niewiasta, powszechnie lubiana. Miała piękne włosy i oczy - jedno niebieskie, drugie czarne.
W szkole panowała duża dyscyplina dotycząca i zachowania się i ubioru uczennic. Podczas przerw zawsze dyżurowały na korytarzach nauczycielki. W ciepłe dni można było wychodzić do dużego, pięknie utrzymanego ogrodu. Był w nim wyodrębniony wysokim żywopłotem z grabiny, plac do gier i ćwiczeń gimnastycznych. Natomiast sala gimnastyczna znajdowała się w budynku szkolnym. Przy końcu ogrodu był kort tenisowy; za nim pomieszczenia gospodarcze i ogród warzywny, do którego uczennicom wstęp byt wzbroniony.
Mundurki szkolne obowiązywały i na terenie szkoły i przy wyjściu do miasta. Ściśle określone były - dokładniej niż w innych szkołach, gdzie też przecież obowiązywało umundurowanie - ich krój, długość, szerokość plis na spódniczkach. Bluzki z marynarskim kołnierzem na święta i uroczystości białe. W dni szkolne na mundurki wkładało się granatowe fartuszki z białym kołnierzykiem. Na rękawie tarcza - nr 668. Obowiązywały granatowe płaszcze i berety, na nich urszulański znak "U". Półbuciki lub buciki brązowe. Pończochy fildekosowe - jedwabne były zakazane, a stilonów ani nylonów wówczas jeszcze nie było.
Działały w szkole w różnych dziedzinach i w różnych zakresach organizacje młodzieżowe. W zakresie religijnym - w tej szkole to zrozumiale -pracowała "Sodalicja Mariańska Gimnazjum SS. Urszulanek" złączona kanonicznie z sodalicją "Primae Primariae" w Rzymie. Moderatorem, czyli opiekunem był ks. dr Łucjan Tokarski, a na czele stała prezydentka, ostatnią była Anna Kochańska. Do Sodalicji mogły należeć uczennice starszych klas.
Dla klas młodszych była Krucjata Eucharystyczna Młodzieży Szkolnej złączona z Apostolstwem Modlitwy.
Troskliwą opieką otaczano harcerstwo. W 1931 r. powstała w Szkole IV Drużyna im. Marii Dulębianki. Pierwszą drużynową była uczennica najwyższej wtedy, ósmej klasy - Władysława Zającówna, ostatnią od 1937 do 1939 Elwira Feret, uczennica i absolwentka Liceum z 1939 roku.
W roku 1937 powstała jeszcze jedna drużyna nr IX skupiająca młodzież klas młodszych, pełniącą też różne funkcje w istniejącej przy Szkole Podstawowej III Gromadzie Zuchów "Kwiaty leśne". Drużynową IX drużyny była pisząca te słowa Helena Jasielska, wtedy uczennica Liceum. Obie drużyny pracowały całkowicie samodzielnie, przedstawiały swoje plany i ich realizację w hufcu. Corocznie harcerki brały udział w różnych obozach. W latach 1935-39 były to: Obóz Hufca Stanisławowskiego w Porohach (1935), Jubileuszowy Zlot ZHP w Spale, Obóz drużynowych Chorągwi Lwowskiej w Bilczu Złotym (1937), Obóz IV Drużyny w Żakli (1937), Wędrówka górska Hufca Stanisławowskiego na trasie Wyszków - Rafajłowa, Koncentracja obozów i kolonii w Łanczynie (1938), Obóz IV i IX Drużyny w Porohach. Na jednym z obozów prowadzone były przez nas półkolonie dla miejscowych dzieci, na innym harcerki ze Szkoły Gospodarczej SS. Urszulanek w Rybniku prowadziły kuchnię, a nas wprowadzały na specjalnym kursie w trudną sztukę gospodarstwa domowego. Ćwiczenia praktyczne odbywałyśmy na dyżurach obozowych.
Patrząc na fotografię grupy harcerek jasno sobie uświadamiam, że każda z nich wniosła w życie drużyny własny wkład - inicjatywę i pracę, że nikt z grona nauczycielskiego nigdy nie ingerował w nasze plany, że wspaniała opiekunka prof. Beinlichówna dyskretnie nam pomagała, nie czyniąc żadnych uwag noszących znamiona oceny naszego działania, jego form czy efektów. Liczyło się tylko to, że starałyśmy się być pożyteczne.
Szkoła w ogóle dawała dużą swobodę działaniu uczennic. Opieka nigdy nam nie ciążyła. Interweniowano tylko wtedy, gdy nastąpiło wyraźne lekceważenie obowiązków lub naruszenie norm współżycia społecznego.
Kiedyś naszej klasie powierzono zorganizowanie akademii na temat przyjaźni polsko-węgierskiej. Wszystko zaplanowałyśmy same. Odśpiewany został hymn węgierski, którego nauczyła nas znająca ten język młodsza koleżanka Wanda Morway, były wspaniałe stroje ludowe naszej koncepcji i wykonania.
Innym razem na akademię 3 Maja wykonałyśmy według naszego własnego projektu, z tektury i kolorowego pergaminu witraże do sali gimnastycznej. Jakby tylko mimochodem doradzały nam "przypadkowo" zaglądające do nas nauczycielki.
Szkoła zorganizowała też dla nas w 1937 roku kursy spółdzielcze Wojewódzkiej Delegatury Małopolskiego Towarzystwa Rolniczego w Stanisławowie. Uczestniczki otrzymały zaświadczenia upoważniające je do współpracy w tym Towarzystwie na terenie województwa. Był to pewien sposób wprowadzania nas w życie społeczeństwa dorosłego.
Najważniejszą sprawą była chyba wewnętrzna atmosfera właściwej współpracy. W różny sposób starały się o to nauczycielki. Na dalszych stronach opowiem o naszej wychowawczyni Matce Beacie i o prof. Czesławie Tyberskiej. Tu niech mi wolno będzie wspomnieć tylko o niektórych innych.
Podczas przerw lekcyjnych była otaczana przez uczennice, postawna, czarnooka zawsze śmiejąca się i żartująca Matka Iwona Faveron - Francuzka z narodowości, prawie Polka z wyboru. Uczyła języka francuskiego, starając się przede wszystkim wyrobić w nas umiejętność prawidłowej wymowy i wprowadzić nas w świat kultury francuskiej. Oceniłam to w pełni, gdy przyjechałam pierwszy raz do Paryża już po wojnie i zdałam sobie sprawę, że tak znam miasto, jak gdybym żyła w nim wiele lat.
Matka Iwona mówiła poprawnie po polsku, ale gdy się zdenerwowała, popełniała różne gafy stylistyczne czy gramatyczne, osiągając efekt przeciwny do zamierzonego. Pamiętam jak znająca bardzo dobrze język francuski, koleżanka Zdzicha Rotterówna wierciła się w ławce i rozmawiała z sąsiadkami. Wyprowadziła tym nauczycielkę z równowagi i usłyszałyśmy taką reprymendę: "Tyl Rotterowa! Ja ciebie wybombardować za drzwi." Oczywiście, nie mogłyśmy wówczas zachować odpowiedniej do sytuacji powagi.
Podczas wojny Matka Iwona wyjechała do Francji, gdzie tak tęskniła do Polski, że przyczyniło się to podobno do jej śmierci.
Bardzo bezpośredni sposób odnoszenia się do uczennic cechował też zawsze uśmiechniętą prof. Jadwigą Trzaskowską - Morycową. Kontakty z wszystkimi rocznikami stanisławowskich urszulanek utrzymywała do końca swego życia. Uczestniczyła w kilku różnych spotkaniach absolwentek. Zmarła w wieku 84 lat w Warszawie 3 kwietnia 1988 roku, a ostatnią kartkę od niej otrzymałam 22 grudnia 1986 r.
Niektóre nauczycielki jak Stanisława Brzozówna, Elżbieta Strzemboszowa czy Antonina Wilkówna utrzymywały większy dystans, ale był to dystans życzliwy, przyjazny, uważany przez nas za zjawisko normalne. Ich wysoka wiedza zawodowa była przez nas uznawana i ceniona.
Słuszność tych naszych ocen potwierdziło życie. Prof. Strzemboszowa znalazłszy się po wojnie w Anglii, uzyskała prawo nauczania historii w szkole angielskiej, w tym także historii Anglii, co stanowiło wśród obcokrajowców zupełny ewenement.
Kliknij aby powiekszyć
Zdjęcie 1
Kliknij aby powiekszyć
Zdjęcie 2
Zdjęcie 1 - Matka Beata prowadzi lekcję w grupie przyrodniczej wiosną 1939 r. Siedzą od lewej: I rząd: Halina Markowska, Anna Głowińska, Helena Jasielska, Zofia Uliasz, Helena Kochaj, II rząd: Stefania Kulczycka, Maria Hałas, Zofia Duda, Julianna Kamecka, Natalia Wróblewska, Lubomira Lochschmid, III rząd: Zofia Szczepanowska, Janina Dąbrowska, Irena Olejak
Zdjęcie 2 - Liceum SS. Urszulanek - od prawej: "Sodalicja Mariańska'' I rząd: Zofia Szczepanowska, NN, Jadwiga Zacharska, Anna Jasielska, Stanisława Hefko, II rząd: harcerki Helena Jasielska, Elwira Feret, Danuta Dziurman, Wanda Pieniążek, Alina Sokołowska oraz "pewiaczki" Wanda Olejak, Romana Kumzig, NN, Janina Lewicka, NN
Helena Jasielska - Harajdowa
List od Pana prof. Czesława Klonowskiego
(...) W powyżej umieszczonym zdjęciu numer 2 w miejscu drugim oznaczonym NN Pani WŁADYSŁAWA WONSOWICZ – WOLF rozpoznała siebie oraz stojące obok niej na zdjęciu koleżanki. Informację tę otrzymałem od Jej siostrzeńca prof. Czesława Klonowskiego. (...)
Dostojnej Stanisławowiance Pani Władysławie życzę dużo zdrowia i wszystkiego najlepszego. Z wyrazami szacunku
Red. Rajmund Piżanowski

Prof. Matka Beata Barthei de Weydenthal

Została przeniesiona do Liceum SS. Urszulanek w Stanisławowie dopiero w 1937 r. Była jedynym członkiem grona nauczycielskiego, posiadającym stopień naukowy doktora. Zanim jeszcze przybyła, już wiedziałyśmy o niej wiele z informacji i opowiadań uczennic - urszulanek z innych miast. Ta poprzedzająca ją fama była bardzo dla niej życzliwa.
Matka Beata - tak ją wszyscy nazywali - była ogólnie lubianą i cenioną nauczycielką, a często odnosiło się wrażenie, że przywiązuje większą wagę do spraw wychowawczych, do kształtowania naszych postaw, niż do wzbogacania naszej wiedzy geograficznej. Nie znaczy to, że lekceważyła lekcje, ale już wtedy doskonale rozumiała, a my zrozumiałyśmy to później, że główna rola życiowa ogromnej większości z nas to rola żony i matki.
Matka Beata mimo obcego nazwiska była Polką o bardzo patriotycznym nastawieniu. Może dlatego gorliwie popierała w szkole harcerstwo, głoszące przecież służbę Bogu i Polsce. Podczas 1 wojny światowej włączyła się w działalność Legionów Piłsudskiego, w których Jej brat był pułkownikiem i zapisał się chlubnie w ich historii pod pseudonimem „Barta". Ona sama uczestniczyła w walkach legionów jako łączniczka w brygadzie Piłsudskiego, o czym opowiedziała podczas jednej z lekcji. Zachowywała przy tym - a było to przecież w okresie pewnej gloryfikacji Marszałka Piłsudskiego - niezwykłą bezstronność w ocenach różnych wydarzeń społeczno-politycznych i zagadnień życia publicznego tamtych czasów.
Była przełożoną szkoły w roku 1938/39, ale była też wychowawczynią naszej klasy, która zdawała egzamin dojrzałości w maju 1939 r. Każdy problem, każde przeżycie swych wychowanek traktowała poważnie. Można było zawsze zasięgnąć u niej rady tak w sprawach szkolnych, jak i osobistych. Specjalnie dbała o utrzymanie w klasie atmosfery mądrego koleżeństwa i przyjaźni. W kronice klasowej „Galeria typów", powstałej w okresie matury i bezpośrednio po niej Danuta Dziurman pisała:
„Matka z nami współpracowała; poznałyśmy, ile może zdziałać dobra, serdeczna rada i pomoc. W najbardziej ciężkich chwilach znajdowałyśmy u Matki ukojenie i jakiś dziwny spokój".
Gdy 17 września 1939 roku niespodzianie runęły na nasz kraj - już wcześniej zmuszony do walki o wolność z Niemcami - wojska radzieckie i wszystkich ogarnęło poczucie ogromnego zagrożenia, wiele z nas pospieszyło właśnie do Matki Beaty, spodziewając się usłyszeć jak zawsze słowa otuchy. Niestety, pierwszy i jedyny raz, nawet ona nie mogła ich znaleźć.
Więź z tą niezwykłą wychowawczynią - pedagogiem przetrwała jednak wszystkie zawieruchy. W szkole Sióstr Urszulanek w Rybniku, gdzie znalazła się po wojnie, umożliwiła swoim stanisławowskim wychowankom dwukrotnie spotkanie w bardzo trudnych latach, w dziesięciolecie, a potem dwudziestopięciolecie matury.
We wspomnianej wyżej kronice „Galeria typów" Wanda Pieniążek (później Sofijowa), nasza klasowa poetka, kronikarka i łączniczka na „po maturze" napisała:
„Ciąży na nas obowiązek poważny spłaty długu wdzięczności wobec naszych Przełożonych i Wychowawców. W jeden tylko sposób możemy go spełnić, postępując tak, jak oni by tego chcieli; w życiu całym stosując ich wskazówki i dążąc do tego ideału, który nam wytknęła najdroższa nasza wychowawczyni Matka Beata - do ideału pełnowartościowej kobiety-człowieka".
Ryszard Harajda

Rajmund Piżanowski

U R S Z U L A N K I

Krótki rys historyczny

Kliknij aby powiekszyć
Tarcza Urszulanek
Towarzystwo św. Urszuli zostało założone 25 listopada 1535 roku. Kierownictwo Towarzystwa było złożone w ręce kobiet, którymi kierowała "Matka Naczelna". W 1536 roku Reguła Towarzystwa została zatwierdzona przez władze diecezjalne Brescji.
W 1537 roku Aniela Medici została wybraną na Matkę Naczelną Towarzystwa.
Aniela zmarła w Brescji w 1540 roku i została pochowana w kościele noszącym dzisiaj jej imię. Moretto, sławny malarz renesansu brescjańskiego namalował jej portret pośmiertny. Prócz Reguły (zatwierdzonej bullą papieża Pawła V w 1544 r.), Aniela zostawiła swym duchowym córkom dwa bardzo krótkie pisma: Testament i Rady. Są one do dziś źródłem duchowości i zasad pedagogicznych.
Pierwsze urszulanki szybko zajęły się nauczaniem religii w szkołach przy parafiach. Na terenie Włoch biskupi zakładali w swoich diecezjach Towarzystwa św. Urszuli; we Francji natomiast przekształciło się ono w zgromadzenie zakonne.
Aniela Merici została beatyfikowana w roku 1768, a kanonizowana 24 maja 1807 roku. Jest dziś czczona na 5-ciu kontynentach dzięki różnorodnym gałęziom Urszulanek i ich rozlicznym dziełom wychowania.
Do Polski Urszulanki przybyły z Wrocławia w 1857 roku, aby na prośbę polskiego społeczeństwa otworzyć szkołę z internatem w Poznaniu, a następnie w Gnieźnie. Po kilkunastu latach Kulturkampf zmusza obie te wspólnoty do przesiedlenia się z Poznania do Krakowa i z Gniezna do Tarnowa. Oba te autonomiczne klasztory prowadzą szkoły coraz to wyższych stopni i otwierają nowe domy. Powstają kolejno klasztory i dzieła w Kołomyji, Lwowie, Stanisławowie, Peterburgu (z tego klasztoru wywodzą się Urszulanki SJK), Lublinie.
W 1919 roku Urszulanki zawiązują Unię Urszulanek Polskich, co pozwoliło na dalszy rozwój placówek i apostolstwa: Poznań, Rybnik, Siercza, Rokiciny, Koszyce, Gdynia, Kościerzyna, Częstochowa, Włocławek, Warszawa, Zakopane.
Unia Urszulanek Polskich przyłączyła się w roku 1936 do Unii Rzymskiej stając się Polską Prowincją.
Kontakt
2354890 odwiedzin od 5 stycznia 2004 roku
Google Search

WWW stanislawow.net